|Grace| O5 Stycznia
Dziwnie się czułam idąc ze szkoły w styczniu w krótkim rękawku i spódnicy. Także przez jakiś czas musiałam się przyzwyczaić do tego, że nie muszę nosić mundurka. Choć bardzo tęskniłam za Londynem i moimi starymi przyjaciółmi, to jednak polubiłam San Francisco. Zdecydowałam się na przeprowadzkę, ze względu na relacje z moją mamą. Na pewno dobrze zrobiłam, ponieważ ja i mama zaczęłyśmy wreszcie normalnie rozmawiać i spędzać ze sobą więcej czasu. Przyjaźń z zespołem "One Direction" było dla mnie jak sen z którego wybudziłam się dawno temu. Ich trasa przedłużała się i przedłużała aż w końcu stanęło na czterech miesiącach. Nie miałam z nimi już żadnego kontaktu, zwłaszcza z Zayn'em. Z tego co słyszałam znalazł sobie kogoś i podobno jest bardzo szczęśliwi. Cóż cieszę się. Harry i Zoey wciąż są przyjaciółmi, trudno było, żeby cokolwiek się zmieniło, skoro jego cały czas nie było. Leah i Sophie wciąż krążyły między Loui'm, a Liam'em. U Niall'a i Ellie stawało się coraz gorzej, co prawda El odwiedziła go na dwa tygodnie, ale wiele to nie dało. Gdy tylko miałam okazję zobaczyć, któregoś z nich, widać było jak smutni są i że jest im naprawdę ciężko. Ja odpoczęłam od tego wszystkiego i zaczęłam coś nowego. Choć wciąż nie wiedziałam, na które studia powinnam się wybrać, czy miałam zostać w San Francisco czy wrócić do Londynu.
Weszłam przez bramkę do naszego małego domku. Gdy tylko znalazłam się wewnątrz poczułam przyjemny zapach gotującego się obiadu. Przeszłam przez mały przedpokój, zdjęłam buty i rzuciłam torbę na schody. Weszłam do salonu, gdzie światło odbijało się od naszych białych ścian. Kiedy Mark odszedł od mamy zabrał także pieniądza, dlatego nie było ciekawie, ale dawałyśmy radę. Meble kupiłyśmy na wyprzedażach na przedmieściach, a dom kupiłyśmy za bardzo małe pieniądze.
Mama wyszła z kuchni wycierając ręce ścierką, a jej włosy żyły swoim życiem.
- Cześć skarbie, jak było w szkole? - mama zapytała się to co zawsze.
- W porządku - odpowiedziałam jej rutynowo.
- Zoey wydzwaniała do ciebie jakby oszalała, podobno jakaś bardzo ważna sprawa. Powiedziałam jej, że jak będziesz w domu to na pewno do niej zadzwonisz na Skapie i .... - dalej nie słuchałam mamy tylko poleciałam jak na skrzydłach na górę i włączyłam laptopa. Czekałam niecierpliwie aż się załączy, a kiedy to nastąpiło od razu wybrałam Zoey. Po paru sygnałach usłyszałam jej głos i zobaczyłam jej twarz:
- Grace! No nareszcie! Kochana ile się działo, przez ostatni czas! - nadawała jak głupia.
- Poczekaj Zoe, spokojnie - pomachałam rękami.
- No dobrze, więc pierwsza sprawa. Nie wiem dlaczego ci to mówię, ale jak wiesz ostatnio wiele się u mnie zmieniło - przełknęła ślinę - bo chłopcy już wrócili i Harry oczywiście musiał od razu się ze mną zobaczyć. Zaprosił mnie na randkę.
- Chwila, Zo, przecież ty masz chłopaka - powiedziałam po chwili zastanowienia.
- No niby tak, ale, ja no nie wiem, nie umiałam mu odmówić...
- A powiedziałaś mu chociaż, że masz kogoś?
- No nie... - mruknęła - powiem mu, ale później. Zobaczę co z tego w ogóle wyjdzie, jeśli się okaże to bez sensu to po co mam zrywać z Alan'em?
- No dobrze, ale nie jest to w porządku wobec nich - odpowiedziałam.
- Dobra, dobra, a teraz druga sprawa. Widzisz mój tata ma domek zimowy na Alasce i za niedługo są ferie zimowe, więc pomyślałam, że pojedziemy wszyscy razem, aby trochę spędzić ze sobą czas. Co ty na to?
- A czy Zayn jedzie? - było to pierwsze pytanie jakie przyszło mi do głowy. Zoey chwilę na mnie patrzyła.
- Nie. Już się go pytałam, ale powiedział, że chce spędzić ten czas z rodziną - z jednej strony poczułam ulgę, ale też zawód.
- Dobrze w takim razie jadę. Moja mama i tak chciała mnie gdzieś wysłać, a to będzie idealne - odpowiedziałam szybko.
- No dobrze, więc wyjazd ustaliliśmy na początek lutego, jedziemy na dwa tygodnie. Jeszcze się zdzwonimy. Pa. - szybko powiedziała i się rozłączyła, a ja opadłam na krzesło.
|Zoey| O6 Stycznia
- Zoe, wszystko ok? - zapytał Alan, bawiąc się moją ręką. Siedzieliśmy na ławce w parku, popijając gorącą czekoladę.
- Tak, czemu miało by nie być? - odpowiedziałam pytaniem. Co prawda od rana w mojej głowie siedział Harry i nasza wspólna randka. Dlaczego się tym tak przejmowałam? To tylko Harry.
- Znowu to robisz - powiedział.
- Przepraszam, dzisiaj mam jakiś dziwny dzień.
- To akurat widać. Mówisz przepraszam, a to już jest naprawdę dziwne - uniósł brwi, a ja uderzyłam go w ramię.
- Dobra ja lecę, moja mama chciała abym była dzisiaj wcześniej - szybko wstałam.
- Jak chcesz. Przyjdziesz dzisiaj na Melrose? Spotykam się z paroma kumplami, myślałem, że może też byś przyszła?
- Nie - odpowiedziałam bez zastanowienia - mam... eee... no, mama chciała, żebym jej pomogła w porządkach na strychu. Jak zawsze musi mi zabrać piątek - kłamstwa leciały mi z ust bezproblemowo, największym było to, że my nawet nie posiadamy czegoś takiego jak strych - no to ja lecę - Al wstał i objął mnie w pasie. Cmoknęłam go wymijająco i pobiegłam w stronę domu. Gdy tylko tam dotarłam szybko poszłam do pokoju. Grace miała rację, to nie jest w porządku, wobec nich. Alan jest miłym i zwariowanym chłopakiem, o takim zawsze marzyłam, natomiast Hazza, zawsze miał w sobie to coś. Co niby miałam zrobić? Chwilę jeszcze zastanawiałam się nad wszystkim, aż zasnęłam.
Poczułam jak ktoś mnie szturcha w ramię. Próbowałam tego kogoś odgonić, ale nic to nie dało. W końcu otworzyłam moje zalepione oczy i spojrzałam na winowajcę. Moja mama stała z rękami podpartymi na biodrach.
- Budzę cię już od dwóch minut! Harry czeka na ciebie na dole! Złaź natychmiast! - mama krzyknęła i wyszła z pokoju. A ja jak struś pędziwiatr rzuciłam się do szafy ubierając szybko sweter i rurki, a w między czasie czesałam włosy. Porwałam torbę z biurka i zbiegłam na dół w skarpetkach. Usłyszała głosy w kuchni.
- No nareszcie. Gdyby nie twoja mama przespałabyś nasze spotkanie - Loczek szeroko się uśmiechnął. Wyglądał lepiej niż zwykle, podciął włosy, tak to się zmieniło.
- Myślę, że niewiele bym straciła - mruknęłam i uśmiechnęłam się zadziorczo, Harry przeszedł koło mnie i uderzył swoją kurtką prostu w mój brzuch.
- Och przepraszam to było nie zamierzone - powiedział sztucznie. Przybrałam minę "jeszcze się policzymy" i zaczęłam ubierać buty, a potem kurtkę - Zoey będzie w domu przed północą - Harry zakomunikował mojej mamie.
- No dobrze, ale spróbujcie się spóźnić, choć minutę - uśmiechnęła się mama.
Idąc z Harry'm do auta ciągle się przepychaliśmy aż udało mi się go wrzucić do śniegu.
- Teraz pożałujesz - wstał szybko i rzucił się na mnie jak godzilla na bezbronne zwierzę. Zaczął obkładać mnie śniegiem.
- Dobra! Stop! Poddaję się! - krzyknęłam. On tylko się zaśmiał i pociągnął mnie w stronę samochodu - to gdzie jedziemy? - zapytałam gdy siedzieliśmy już w samochodzie.
- Pomyślałem, że może przespacerujemy się po Melrose, podobno jest tam zimowy festyn, chcę zobaczyć te dekoracje - Harry mówił dalej, a ja zamarłam. Nie możemy jechać na Melrose! Jeśli spotkam tam Alana, to będzie po mnie! To pewne. Harry się na mnie wścieknie, tak samo jak mój chłopak. Przez to reszta chłopaków się ode mnie odwróci, a Grace tylko pokiwa głową i powie "a nie mówiłam?" - Zoe? Mówię do ciebie.
- O sorki! Trochę się zamyśliłam. Musimy jechać na Melrose? Nie możemy porobić czegoś innego? - zapytałam.
- A co byś chciała? Wiesz chłopaków nie ma w domu... - zaśmiał się jak typowy nastoletni zboczuch. Dlatego uderzyłam go tam gdzie zawsze go uderzam.
- Prowadzę! - pisnął i odchrząknął - powaliło cię?!
- To przestań mieć takie brudne myśli!
- Jestem nastolatkiem, w którym buzują hormony. To normalne! - jego oczy się poszerzyły - jedziemy na Melrose i sprawa zamknięta.
Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. Gdy wyszliśmy na tą nieszczęsną ulicę, to przyznam, że dech zaprało mi w piersiach. Wszystko było przystrojone światełkami, płatki śniegu delikatnie opadały na ziemię, a ludzie chodzili po chodnikach, jedni się śmiali i wygłupiali inni natomiast szli cicho, ale na ich twarzach pojawiało się zadowolenie. Bez namysłu wzięłam Harr'ego pod ramię i poszłam z nim wzdłuż drogi, gdzie porozstawiane były stoiska z przeróżnymi rzeczami. Zaczęliśmy od kupienia gorącej czekolady. Ciepły kubek ogrzewał mi moje gołe palce. Jak zwykle zapomniałam wziąć rękawiczek. Chodziliśmy przez półgodziny w te i z powrotem. Ja ciągle rozglądałam się za moim chłopakiem, na szczęście nigdzie go nie widziałam.
- Zjemy coś może w pizzerii co ty na to? Jestem trochę głodny.
- Hm... No dobra. Ale bierzemy tą z kurczakiem.
- Nie! Dlaczego, Zoey! Weźmy inną co? Zayn też zawsze chce tą z kurczakiem! - burzył się jak 10 latek, który nie dostał tej zabawki co chciał. Nie mówiłam mu, że można wziąc pizzę pół na pół, żeby zrobić mu na złość. Weszliśmy do środka gdzie od razy zauważyłam Alana. Stanęłam bez ruchu.
- Idź zamów, ja muszę siku! - krzyknęłam i pobiegłam do łazienki.
Siedziałam w łazience już jakieś dziesięć minut czekając na jakiś pomysł który zadzwoniłby mi w głowie. Jedyne co przychodziło mi do głowy to zjedzenie na dworze, ale, że jest styczeń temperatura powietrza wynosi - 10 stopni, nie jest to najlepsze wyjście.
Ukradkiem wyjrzałam z łazienki na salę. Al i jego kumple dalej siedzieli przy stole i bawili się w najlepsze. Poszukałam wzrokiem Hazzę, który siedział przy naszym stoliku i robił sobie zdjęcia z fankami. No dobra Zoe, dajesz. Przebiegłam niczym ninja przez salę i usiadłam idealnie za kwiatkiem tak, że mój chłopak w ogóle nie miał pojęcia, że jestem w tej pizzerii. Harry pożegnał się z wielbicielkami i spojrzał na mnie pytająco.
- Wszystko gra?
- No pewnie! - szybko odpowiedziałam - kiedy pizza?
- Za chwilę powinna być - oparł głowę na ręce.
Pizza pojawiła się chwilę później. Obydwoje rzuciliśmy się na to jak wygłodniałe lwy. Po dwudziestu minutach pizzy nie było, a my siedzieliśmy zadowoleni i najedzeni.
- W życiu nie jadłem tak dobrej pizzy, zwłaszcza, że jadłem ją z bardzo ładną towarzyszką - uśmiechnął się, a po jego oczach widać było, że jego umysł przeszedł na tryb "brudnomyślca Hazza". Kopnęłam go w kolano - Auć!
- Przepraszam, mam takie niekontrolowane ruchy - uśmiechnęłam się, ale mina szybko mi zrzedła, gdy tylko zobaczyłam, że Alan zaczyna się zbierać. Bez namysłu wskoczyłam pod stół. Czekałam chwilę.
- Zoe? Co ty robisz? - na twarz Harrego, którego teraz okalały opadające loki ze wszystkich stron, podskoczyłam i uderzyłam się w stół. Szybko rozmasowałam głowę.
- Ja? Szukam kolczyka.
- Jakoś wszystkie są na swoim miejscu - popatrzył na moje uszy.
- Mam też kolczyk w pępku - odgryzłam się i udawałam, że szukam kolczyka. Zobaczyłam jak trampki Al'a przechodzą koło naszego stolika i wychodzą na zewnątrz. Wyszłam zadowolona spod stołu - musiałam go zostawić w domu.
- Mhym... To co idziemy? - Harry wstał i ubrał kurtkę.
- Nie poczekasz aż odpowiem?
- A po co? - zaczął się śmiać, a ja wywróciłam oczami. Wstałam od stołu i wykonałam te same czynności co on. Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie od razu uderzyło nas zimne powietrze usiedliśmy na ławeczce.
- Zaraz będziemy musieli się zbierać - Harry przerwał ciszę - Nie mogę uwierzyć, że tak zaczęłaś mi ulegać.
- Nie mów hop, może robię to dla zmyłki? - uśmiechnęłam się.
- Ta ta - Harry popatrzył na moje ręce, które były czerwone od zimna - zaraz wracam - nawet na mnie nie patrząc poleciał w tłum. Siedziałam tak i czekałam na niego aż się wreszcie pojawi. Minęła chwila aż wreszcie się pojawił trzymając coś w ręku. Okazało się, że były to rękawiczki, które przypominały pieski.
- Nie mogłem już patrzeć na twoje ręce - podał mi zbawienne rękawiczki, które od razu ubrałam.
- Dziękuję.
- W końcu zwykle trzeba coś kupić dziewczynie na randce - uśmiechnął się - nawet nie zaprzeczasz, że to randka - na te słowa tylko wzruszyłam ramionami - to co zbieramy się? - przytaknęłam. Poszliśmy w stronę auta, wsiedliśmy i pojechaliśmy w stronę mojego domu. Byłam już trochę śpiąca i dogryzanie Haroldowi było już naprawdę męczące, dlatego dałam sobie spokój. Oparłam głowę o szybę, a moje oczy powoli się zamykały.
- Twoja mama jest w domu? - zapytał.
- N-nie - odpowiedziałam i ziewnęłam. Harry jeszcze się mnie o coś pytał, ale ja już odpłynęłam.
Czułam jak silne ramiona niosą mnie, chwilę później usłyszałam otwieranie drzwi. Poczułam tylko jak jestem kładziona na łóżku. Chłopak zdjął mi kurtkę, czapkę i rękawiczki, a potem buty. Przykrył mnie kołdrą i pocałował w czoło.
- Dziękuję za rękawiczki - powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Nie ma za co, złotko - szepnął mi do ucha i wyszedł z pokoju, a ja poczułam jak powieki kleją się. Chwilę później spałam już jak małe dziecko.
``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
No dobra macie rozdział :DMam pewne sprawy:
1. Jak widzicie po prawej stronie jest sonda. Proszę głosujcie jakie chcielibyście zakończenie. Opowiadanie jeszcze się nie kończy, ale chciałabym już wiedzieć co byście woleli, bo chcę sobie to wszystko zaplanować. Dlatego GŁOSUJCIE!!!!
2. Przepraszam was, że nie komentuję waszych blogów, ale zwykle czytam co napiszecie, ale albo zapominam wam skomentować, albo czytam na komórce i jakby nie mam możliwości. Obiecuję, że wam wszystko po komentuję i zacznę nawet dzisiaj. Wasze opowiadania są naprawdę świetne i czasem nawet się cieszę, że mam więcej rozdziałów do przeczytania niż tylko jeden.
3. Te dziewczyny co zapraszają mnie do siebie. Naprawdę bardzo chętnie poczytałabym wasze opowiadania, więc jak tylko znajdę chwilkę to sobie poczytam. Czasem po prostu nie mam czasu i wszystko mi się miesza, jeszcze jak siądę przed komputerem, to zamiast robić coś pożytecznego, marnuję czas.
No to mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał, coś nie mogę się skupić i napisać czegoś porządnego -.-
Sorry, że ta randka Harrego i Zoe tak średnio mi wyszła, ale starałam się, naprawdę.
Jak myślicie Harry ma dziewczynę? Ostatnio dużo o tym piszą, że ciągle się spotyka z jakąś dziewczyną. No cóż zobaczymy. Biedny Niall zostałby tylko on...
KISS, KISS, KISS!!!!!