wtorek, 28 lutego 2012

16.


- Victoria, posłuchaj mnie... Chciałam abyśmy porozmawiały – powiedziała moja prawdziwa matka.
- O czym chcesz porozmawiać? O tym jak mnie zostawiłaś? Chcesz abym opowiedziała ci całe moje życie? – byłam wściekła – Abey dlaczego ją wpuściłaś?
- Uważam, że powinniście porozmawiać... – powiedziała Abey ściszonym głosem.
- Gdzie jest Ivy i Jason? – spytałam.
- Poszli do miasta, chciałam abyście porozmawiały w spokoju.
- Problem w tym, że nie mamy o czym rozmawiać – podeszłam do kobiety, która mnie urodziła – przez ciebie musiałam być w rodzinach zastępczych, które wcale nie były takie milutkie jak się wydaje. Na szczęście trafiłam do Abey. Nic dla mnie nie znaczysz, jesteś obcą osobą, którą tylko widziałam na zdjęciach. Jesteś nikim dla mnie. Mogłabyś opuścić nasz dom?
- Victoria! – skarciła mnie Abey.
- Żałuję za to co zrobiłam. Uwierz mi. Chciałam nawiązać z tobą kontakt już wcześniej, ale się wyprowadziliście. Masz siostrę jest młodsza od ciebie, ma jedenaście lat – zaśmiała się - Biorę ślub za miesiąc chciałam abyś na nim była...
- Wychodzisz czy nie? – zapytałam Laury, bo tak miała na imię.
- Porozmawiajmy – powiedziała podchodząc do mnie.
- Skoro zostajesz to ja wychodzę – uśmiechnęłam się sztucznie. Wzięłam po drodze kurtkę i wyszłam.
                Szłam po prostu przed siebie. Była dziewiąta wieczorem na ulicach było mało ludzi. Jedynie parę nastolatków idących na imprezę i starsi ludzie wyprowadzający swoje pupile.
                Dlaczego wszystko się psuję? Co zrobiłam źle dobry Boże? Popatrzyłam na niebo. Ruszyłam w stronę plaży. Znów spojrzałam na niebo teraz mogłam dostrzec gwiazdy. Oddychałam świeżym powietrzem. Myślałam o mojej matce. Z jednej strony gdyby mnie nie zostawiła nigdy nie poznałabym Abey, Jasona, Ivy. Ale co było ze mną nie tak, że mnie porzuciła. Po moich policzkach zaczęły cieknąć łzy. Kiedy ja chodziłam z jednej rodziny zastępczej do drugiej ona już miała kogoś, nową rodzinę, a o mnie zapomniała. To bolało. Teraz postanowiła, że odbuduje związki rodzinne. Myślała, że jak ją zobaczę to rzucę się jej w ramiona czy co?
                Siedziałam na plaży jeszcze godzinę. Musiałam gdzieś przenocować, nie mam zamiaru tam wracać ona na pewno zostaje u nas. July była w Grecji, Sam zadaje się z Tory, a to niebezpieczne. Zostaje mi tylko jedna osoba.
               
                                                  ****

                Stałam pod drzwiami Jev’a przez jakąś minutę. W końcu zadzwoniłam na dzwonek. Chwilkę później otworzył mi Jev, mój Jev.
- Vic co się stało? – chyba zauważył moją czerwoną twarz od płaczu. Przytuliłam się do niego, a on to odwzajemnił. Pocałował mnie w szyję. Tęskniłam za jego zapachem, za jego ciepłem, za wszystkim.
- Chodź zrobię ci coś do jedzenia i powiesz mi wszystko – poszedł do kuchni, a ja zdjęłam kurtkę i usiadłam na kanapie. Popatrzyłam na stoliczek do kawy, wciąż stało na nim moje zdjęcie. Uśmiechnęłam się. Jev wrócił z kanapką z moim ukochanym masłem orzechowym. Usiadł koło mnie i podał mi talerz.
- Dzięki – ugryzłam kawałek.
- A teraz mów – chwycił mnie za kolano. Głośno westchnęłam.
- Jak wiesz Abey nie jest moją prawdziwą matką – przytaknął – na początku była moją rodziną zastępczą, jedną z trzech. A jeszcze wcześniej mieszkałam z babcią, moją prawdziwą babcią. Ponieważ moja matka zostawiła mnie u niej parę miesięcy po moim urodzeniu.  
- Wszystko to mi mówiłaś – powiedział spokojnie.
- Cóż zastałam tą moją matkę dzisiaj w moim domu. Chciała „porozmawiać”. Okazało się, że mam siostrę. A i za miesiąc chciała abym pokazało się na jej ślubie.
- A ty wyszłaś?
- A co miałam zrobić. Kobieta zostawia mnie zakłada sobie inną rodzinę, po czym przyjeżdża do mnie po siedemnastu latach myśląc, że jak ją zobaczę to powiem „mamusiu, gdzie byłaś, tęskniłam”?.
- Może za szybko to wszystko rozegrała, ale powinnaś z nią porozmawiać. To tylko moje zdanie.
- A ty co byś zrobił na moim miejscu?
- Też byś się wkurzył, ale po paru dniach myślę, żebym z nią porozmawiał – znów westchnęłam i położyłam głowę na oparciu kanapy.
- Dlaczego przyszłaś z tym do mnie – zapytał w końcu.
- A do kogo niby miałabym przyjść?
- Ivy, Jason, Sam – wymieniał.
- Ivy i Jason gdzieś wybyli, a Sam wymienia ślinę z twoją siostrzyczką – powiedziałam.
- Wiedziałem, że z tym kolesiem jest coś nie tak – zmrużył oczy.
- Po za tym z tobą zawsze rozmawiałam o takich sprawach. Zawsze mnie wysłuchiwałeś i dawałeś rady – uśmiechnął się. Włączył telewizor oglądaliśmy jakiś stary serial komediowy. Choć zerwaliśmy ze sobą wciąż był moim przyjacielem, gdy któryś z nas potrzebował wsparcia to zapominaliśmy o wszystkim co się wydarzyło i pomagaliśmy sobie. Położyłam mu głowę na ramieniu. Poczułam się jak za dawnych czasów. Podniosłam głowę i popatrzyłam na niego, on też na mnie spojrzał. Pocałowaliśmy się. Po chwili pocałunek przerodził się w bardziej namiętny.

 Jest 16... :D
Zamiast się uczyć na fizykę, z której mam chyba najgorsze oceny '.' siedzę i piszę ;)

 Ostatnio mało kto komentuje i jest mi z tego powodu bardzo smutno ;__;
(jeżeli coś się wam nie podoba proszę pisać)

 

niedziela, 26 lutego 2012

15.


- Wracasz ze mną? – zapytałam Ivy.
- Nie zostanę na tej dodatkowej matmie... – zdziwiłam się, właściwie jeszcze trochę, a moje oczy wypadłyby z moich oczodołów.
- Ty i matma? Ahaha! – zaczęłam się śmiać.
- No co? Mam słabe oceny, muszę się podlizać nauczycielowi – oburzyła się.
- Ok. Jak chcesz to pa! – pożegnałam się i skierowałam w stronę wyjścia. Na murku przed szkołą siedział Sam. Czy ten koleś nie ma nic do roboty? Może jest gwałcicielem i tylko udaje takiego milutkiego... Ten niewinny wzrok... O tak on jest podejrzany... Przymrużyłam oczy. Siedzenie w szkole siedem godzin nie wpływa dobrze na moją psychikę. Już się boję co Ivy będzie robiła, kiedy wróci do domu... Jak ostatnio musiała spędzić dziewięć godzin w szkole to zastanawialiśmy się czy nie posłać jej na pogotowie. Próbowałam po cichutku przejść koło Sam’a. Może mnie nie zauważy...
- Victoria! – krzyknął. Cholera.
- Sam, hehe – zrobiłam minę leniwca.
- Odprowadzę cię, przy okazji Jason odda mi moją płytę – uśmiechnął się.
- Jason jest uu... u ortopedy... A ja nie wiem, gdzie on ma tą twoją płytę w tej otchłani brudu – na samą myśl o pokoju Jason’a miałam odruchy wymiotne.
- To trudno, ale odprowadzę cię tak czy siak – zaśmiał się.
- Hehe...
                Szliśmy w niezręcznej ciszy. Miałam już go dość. Taki Jev nigdy mi się nie nudził. Głośno westchnęłam.
- Mówiłaś coś?
- Nie, nie... Musiałeś się przesłyszeć – wszystko się między nami zepsuło... Kiedyś byliśmy super przyjaciółmi, a teraz... Porażka.
                W końcu doszliśmy do domu.
- No to jesteśmy – uśmiechnął się – to ja będę się zbierał. Na razie.
- Ta cześć... – starałam się uśmiechnąć. Weszłam do domu i od razu skierowałam się do siebie do pokoju. Przebrałam się z tego przeklętego mundurka. Od razu lepiej się poczułam w startych dżinsach i dużej bluzie. Ubrałam tenisówki i wyszłam na dwór. Skierowałam się w stronę plaży. Zaczęła padać lekka mżawka. Założyłam kaptur. Chodziłam po plaży rozmyślając o wszystkim. Oczywiście najczęściej myślałam o Jev’ie. Z jednej strony tak za nim tęskniłam, a z drugiej coś mi mówiło, że to już skończony rozdział.
                Chodziłam po plaży aż się ściemniło. Poszłam do parku. Zobaczyłam Tory gadającą z kimś. Ojejuniu. Schowałam się za drzewem i dokładnie przyjrzałam z kim tak konwersowała. To był Sam. Ojejuniu razy dwa. Zaczęli się całować. Zamarłam. Więc to tak. Tak coś czułam, że on nie jest w porządku... Uciekłam stamtąd.
                Dawno nie biegałam, więc postanowiłam pobiec do domu. Nie miałam daleko. Znalazłam się pod domem. Weszłam do środka. Usłyszałam głos Abey rozmawiała z jakąś kobietą, weszłam do kuchni, żeby się przywitać.
- Victoria. – powiedziała kobieta, a ja zamarłam. Znałam tą kobietę ze zdjęć, które pokazywała mi moja babcia.


Dzisiaj trochę krótszy. Rozdziałów będzie około 18, mam już zaplanowane jak zakończę to opowiadanie.
Jak zawsze proszę KOMENTOWAĆ :D
 
 
               

piątek, 24 lutego 2012

14.


- Wstawaj! Idziemy do szkoły! – krzyczały nade mną jakieś dwie dziwne istoty. Jedna z nich zaczęła skakać na moim łóżku. Otworzyłam oczy Jason zrzucił ze mnie kołdrę, a Ivy skakała tak mocno, że jeszcze trochę, a byśmy wylądowali na dole.
- Już, już... Pięć minutek... – obróciłam się na drugi bok. Ivy zrzuciła mnie z łóżka – jesteś bez serca! – krzyknęłam. Ułożyłam się wygodnie na podłodze i spałam dalej.
- Vic, wstawaj idziemy do szkoły! Nie cieszysz się? – zapytał Jason.
- Wręcz kipię radością – powiedziałam, a na myśl od razu przyszedł mi Jev.
                W końcu wstałam i poszłam do łazienki, żeby się jakoś oporządzić inaczej ludzie uciekli by ze szkoły z przerażeniem. Może to nie taki zły pomysł. Zastanawiałam się jak mam się przywitać z Sam’em. Czy między nami ma być coś więcej? Zeszłam na dół, już ubrana. Zrobiłam sobie kanapkę z masłem orzechowym, chyba się uzależniłam... Jedzenie na chwilę pomagało mi zapomnieć o wszystkich wydarzeniach tego lata.

                                                ****

                Weszliśmy w trójkę do szkoły, oczywiście pierwszą osobą, którą zobaczyłam była niejaka Kimberly. Uśmiechnęła się do mnie sztucznie, na co ja odpowiedziałam tym samym.
                July pojechała sobie z rodzicami do Grecji i wraca dopiero za tydzień. Jakby się porządnie nie wygrzała na Hawajach. Nagle znikąd pojawił się Sam:
- Cześć wam! – uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek. Ivy i Jason dziwnie się popatrzyli. Nie obchodzili mnie. Lekcje minęły dosyć szybko. Często łapałam się na gapieniu na Jev’a, przez co on też odwracał wzrok w moją stronę. Przyszła ostatnia lekcja, angielski:
- Jev widzę, że skończyłeś zadanie, zaniósłbyś tą kartkę do sali 34, właśnie jest tam pani Alison – powiedział nauczyciel.
- Dobrze – odpowiedział tym swoim seksownym głosem.
                Jev poszedł, a ja bazgrałam to durne zadanie. Skończył mi się nabój w piórze, chciałam go wymienić i oczywiście cała ja, atrament wylał się na moją rękę. Wyglądało to jakbym krwawiła na niebiesko.
- Przepraszam mogę wyjść do toalety? – zapytałam nauczyciela i pokazałam na moją rękę. On tylko pokiwał głową. Wyszłam z klasy i skierowałam się w stronę łazienki. Umyłam moją biedną rączkę, a potem szłam korytarzem w stronę naszej klasy. Na mojej drodze spotkałam Sam’a:
- A ty co tutaj robisz? – zapytał, a ja wskazałam na moją rękę, która była jeszcze lekko niebieska.
- No tak cała ty – podszedł do mnie, a potem zaczął się jeszcze bardziej zbliżać i zbliżać, a ja się cofałam aż trafiłam na ścianę. Powtórka z programu czy jak? Uśmiechnął się cwaniacko i pocałował mnie. Było to trochę dziwne. Zaczął mnie całować jeszcze mocniej.
- Sam, przestań – powiedziałam, a on całował mnie jeszcze mocniej. Próbowałam go odepchnąć, ale to nic nie dało. Przycisnął mnie jeszcze bardziej do ściany.
- Sam mnie to boli! – powiedziałam pomiędzy jego pocałunkami.

                               {perspektywa Jev’a}

                Wracałem od pani Alison i kierowałem się w stronę klasy. Usłyszałem głos Victorii. Boże mam już taką obsesję na jej punkcie? Przysłuchałem się uważniej:
- Przestań to boli! – mówiła drżącym głosem. Moim oczom ukazał się ten pacan z parku zachłannie całujący moją dziewczynę! Podszedłem do niego i odciągnąłem go od niej.
- Chyba powiedziała żebyś przestał, tak? – praktycznie krzyknąłem wściekły.
- Nie twoja sprawa koleś – odpowiedział mi. Popatrzyłem na Vic była lekko przestraszona.
- Vic powinniśmy iść zaraz będzie dzwonek – ona tylko kiwnęła głową i poszliśmy w ciszy do klasy zostawiając tego idiotę.
- Dzięki – szepnęła. Uśmiechnąłem się i powiedziałem:
- Dla mojej dziewczyny wszystko.
- Jev rozmawialiśmy na ten temat...
Głośno westchnąłem, weszliśmy do klasy i siedliśmy na swoich miejscach. Będziemy razem, wiem to. Kocham ją, a ona mnie.

                               {perspektywa Victorii}

                Dwa poprzednie dni ledwo przeżyłam, w nocy w ogóle nie spałam. Ciągle rozmyślałam o Sam’ie i Jev’ie. Myślałam, że Sam jest inny w końcu to najlepszy przyjaciel mojego brata.
                Mijał jeden z męczących dni, była przerwa. Poszła do szafki, gdy ją otworzyłam wypadła karteczka z różyczką, rozłożyłam ją, a w środku było napisane:

                              
                                          Widziałem miłość za drzwiami,
                                           Nigdy nie była tak blisko,
                                           Nigdy nie było to tak proste lub tak wolne.
                                        Za długo strzelałam w ciemno,
                                       Kiedy co
ś jest nie tak, to jest złe
                                       Sprawiasz
że jestem samotny kiedy odchodzisz.



Uśmiechnęłam się, było to bardzo miłe, jedna z moich ulubionych piosenek. Nagle poszedł do mnie Sam:
- Słuchaj chciałem cię przeprosić za to co wczoraj zaszło. Trochę mnie poniosło... – opuścił głowę.
- Nie ma sprawy – uśmiechnęłam się blado – ale sądzę, że moglibyśmy być tylko przyjaciółmi.
- Też uważam, że to najlepsza opcja – popatrzył się na karteczkę, którą trzymałam i uśmiechnął się. Czyli to on włożył tą karteczkę. Poczułam lekkie rozczarowanie. Właściwie Jev’owi nie wspominałam często o moich ulubionych piosenkach... A Sam mógł dowiedzieć się od Jason’a.
- To ty wrzuciłeś tą karteczkę z moją ulubioną piosenką? – zapytałam.
- Yyy... – popatrzył na mnie dziwnie – tak, tak.
- To miłe – powiedziałam. A on pocałował mnie w policzek.

                                {perspektywa Jev’a}

                Wyszedłem ze szkoły. Nie mogłem na to patrzeć. Ten dupek podszywał się pode mnie. Nie ma pojęcia, że jest to jej ulubiona piosenka. Nie o niej w ogóle żadnego pojęcia, a ja wiem o niej wszystko! W sumie za często nie gadaliśmy o muzyce, ale kiedy lecieliśmy samolotem słuchałem z nią jej piosenek.
Wtedy leciała ta piosenka, pamiętam, że na jej twarzy pojawił się uśmiech.


 

Ok tak wiec dodaję nastepny rozdział... Za nie długo skoncze. Brakuje mi juz pomysłów.
Piszcie co myslicie to naprawde wazne dla mnie. :D To nie zajmuje duzo czasu. Można komentowac tez w anonimach.


niedziela, 19 lutego 2012

13.

Jev patrzył się na mnie, a ja patrzyłam na niego. Dziwnie się czułam jakbym go zdradzała. Patrzył na mnie tak jeszcze przez chwilę i poszedł.
- Coś się stało? – zapytał Sam.
- Nie, nie – odpowiedziałam szybko. Poszliśmy dalej. Następnym przystankiem była lodziarnia, gdzie zamówiłam sobie bananowego shak’a, a Sam czekoladowego.
- Słuchaj możesz zapłacić, zapomniałem wziąć pieniędzy – uśmiechnął się.
- Jasne, nie ma sprawy... – powiedziałam, z Jev’em nie było takich sytuacji.
                Łaziliśmy tak do wieczora, wszystko co robił Sam porównywałam do Jev’a. Czy ten koleś nie może wyjść z mojej głowy?! Mam tego dość.
                Doszliśmy pod mój dom:
- No to jesteśmy – uśmiechnęłam się, Sam to odwzajemnił, po czym pocałował mnie. Znów poczułam się jakbym zdradzała Jev’a, ale nie przerwałam tego. Minęło trochę czasu, Sam się na mnie popatrzył:
- Widzimy się jutro w szkole śliczna – mrugnął do mnie, po czym cmoknął mnie jeszcze na pożegnanie. Odprowadzałam go wzrokiem aż w końcu poszłam do domu. Ściągnęłam sweterek i powiesiłam go na wieszaku przy wejściu. Na kanapie siedziała Ivy. Nie wiedziałam co zrobić. W końcu zdecydowałam się na pójście po cichutku do kuchni. Na moje nieszczęście Ivy mnie zauważyła.
- Victoria musimy pogadać... – powiedziała, a ja podskoczyłam.
- O czym chcesz rozmawiać? Hmm... – otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam masło orzechowe.
- Chciałam cię przeprosić, że ci nie uwierzyłam...
- A co Tory ukradła już te pieniądze?
- Tak jakby...
- Szkoda tylko, że uwierzyłaś mi dopiero jak ona już to zrobiła – popatrzyłam się na nią.
- Ja wiem, byłam okropna... Jesteś jedną z najbliższych mi osób. Po prostu to co zobaczyłam wtedy na imprezie wyglądało jakby ona nic nie zrobiła, potem jeszcze byłam trochę wściekła na ciebie, że zdradziłaś Jev’a... Ale gdy wszystko się uspokoiło to... Brakowało mi ciebie... – odwróciłam się od niej i zaczęłam robić sobie kanapki. Nagle poczułam, że przytula mnie od tyłu.
- Myślisz, że jak mnie przytulisz to ci od razu wszystko będzie w porządku? – zapytałam.
- Noo... Zrobię ci też kanapki... Możemy obejrzeć też ten durny serial, który tak uwielbiasz i obiecuję, że nie zasnę.
- Ten serial nie jest durny – oburzyłam się – nie jestem na ciebie zła, jedynie jest mi przykro, że nie uwierzyliście mi tylko tej szmacie...
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Zachowaliśmy się okropnie.
- Dobra już dobra. Twoje grzechy są odpuszczone.
- To super! – aż podskoczyła z radości – nie masz pojęcia jak Jev żałuje, jest na siebie wściekły. Musisz do niego pójść, a wtedy wrócicie do siebie, a potem weźmiecie ślub i będziecie mieć małe dzieciaczki, a ja będę kupowała im ubranka – rozmarzyła się.
- Ivy, Jev to skończony rozdział... Właśnie wróciłam z randki i myślę, że będzie z tego coś więcej – wzięłam stos kanapek i poszłam w stronę sofy.
- Vic przecież wy się kochacie – usiadła koło mnie i wzięła jedną kanapkę.
- Nie mogę być z kimś, kto mi nie ufa.
- To przyznaj się, że go nie kochasz... Po za tym nadal nosisz naszyjnik od niego.
- Nie powiem, że go nie kocham, bo nie da się przestać kogoś kochać tak szybko. Ale czasem po prostu to czasem nie wystarcza...
- Ale on żałuje rozumiesz? Chciał po prostu naprawić stosunki w rodzinie, no i ty trochę na tym ucierpiałaś, ale powinnaś mu wybaczyć.
- Ivy ja mu wybaczyłam, ale gdy go widzę to mnie to boli, nie rozumiesz? Boli mnie to, że mi nie uwierzył – powiedziałam łamiącym się głosem. Włączyłam telewizor, Ivy już się nie odzywała. Jason był na randce, tak wiem dziwne. Abey miała dyżur w pracy. Oglądałyśmy telewizor aż zrobiło się ciemno.
                Nagle ktoś zadzwonił do drzwi:
- Otworzę – powiedziała Ivy, otworzyła – emm.... Vic to do ciebie, to ja pójdę do siebie – powiedziała niepewnie i poszła na górę. Wstałam i podeszłam do drzwi, gdzie stał sam Jev.
- Cześć – powiedział niepewnie.
- Hej – odpowiedziałam. Cóż za niezręczna sytuacja.
- Możemy pogadać?
- Wejdź – odpowiedziałam. Wszedł do środka i od razu zaczął mówić:
- Vic ja cię przepraszam za to, że ci nie wierzyłem. Chciałem aby ułożyło się w rodzinie. Bardzo mi na tym zależało. Byłem zły na ciebie, najpierw ten koleś, a potem jeszcze przywaliłaś Tory. Gdy wyjechałaś żałowałem. Naprawdę. Zrozumiałem jakim jestem dupkiem... Wierzyłem ci, ale chciałem, aby wszystko się naprawiło, gdybyś widziała minę mojej macochy, gdy zobaczyła, że wróciłem z Tory... A potem te pieniądze... Wybaczysz mi?
- Wybaczyłam ci Jev...
- Kocham cię – powiedział i przybliżył się do mnie.
- Jev wybaczyłam ci, ale to nie znaczy, że chcę być dalej z tobą. Nie zaufałeś mi, a to dosyć ważne... – mój głos powoli się łamał.
- To przez tego kolesia, z którym cię dzisiaj widziałem?
- Nie – odpowiedziałam krótko.
- To powiedz, że mnie nie kochasz – nie odezwałam się, minęła chwila ciszy, gdy dodał:
- W takim razie będę o ciebie walczył, bo cię kocham – wyszedł, a ja zaczęłam płakać, tak bardzo go kocham i chcę z nim być, ale coś mnie blokuje. 


Zbliżamy się do końca... Brakuję mi już pomysłów na to opowiadanie dlatego je kończę.
KOMENTUJCIE!! 
 + chcecie żeby rozdziały były krótsze i było ich więcej czy dłuższe?? 
 

sobota, 18 lutego 2012

12.


Wróciłam do domu, byłam wściekła. Biedny telefon to odczuł, bo rzuciłam nim o ścianę. Odkręciłam wodę w zlewie i oblałam się nią. Poszłam na górę, wyciągnęłam moją torbę i zaczęłam pakować moje rzeczy. Do rąk wpadła mi koszulka Jev’a rzuciłam ją w kąt. Nagle do pokoju wpadł wściekły Jev:
- Co ty sobie wyobrażasz?! Nie poznaję cię!
- Ja?! To ty nagle wybaczasz swojej „siostrzyczce”! Ona udaje Jev – powiedziałam, a on odwrócił wzrok.
- Jesteś zazdrosna? Boisz się, że nie będę miał dla ciebie czasu?
- Co takiego?! Chodzi o to, że ona znów knuje, w dodatku nagle ufasz dziewczynie, która wyrządziła ci tyle przykrości.
- Może jeszcze mam ufać tobie, widziałem jak się całowałaś z tym facetem, nie wyglądało to jakbyś się mu opierała.
- Rzucił się na mnie! Próbowałam się wyswobodzić, ale on trzymał mnie za nadgarstki! – po moich policzkach zaczęły cieknąć łzy – nie wierzysz mi? – patrzył na mnie, ale nie wydał żadnego dźwięku.
- Skoro nie wierzysz mi tylko swojej siostrze, co jest idiotycznym pomysłem, nie ma sensu tego dłużej ciągnąć.
- Po tym co się stało nie potrafię ci już ufać... Masz rację najlepiej jak to zakończymy – powiedział i wyszedł, a ja zaczęłam jeszcze bardziej płakać, spakowałam resztę rzeczy do pokoju weszła Ivy.
- Ivy! – chciałam ją przytulić, ale ona mnie odepchnęła, popatrzyłam na nią pytająco.
- Co się z tobą dzieje? Chłopcy musieli zawieść Tory na pogotowie, chyba ma złamany nos!
- Ona gra! Powiedziała mi, że próbuje zdobyć pieniądze ojca Jev’a! – zatkało mnie, nawet moja najlepsza przyjaciółka mi nie wierzy.
- Przestań mówić takie bzdury! Po za tym jak mogłaś zrobić coś takiego Jev’owi?  – popatrzyłam na nią, cała moja twarz była lepka od łez.
- Ja przynajmniej nie zdradziłam go z jego najlepszym przyjacielem i chłopakiem mojej przyjaciółki – odgryzłam się, a ona popatrzyła na mnie z nienawiścią. Wyszłam z pokoju, po czym skierowałam się w stronę wyjścia. Zadzwoniłam po taksówkę, która przyjechała parę sekund później. Poprosiłam o zawiezienie na lotnisko. Zamówiłam lot przez telefon.
                Dlaczego mi nie wierzyli? Za kogo oni mnie mają? Próbowałam powstrzymać płacz, ale było mi ciężko. Dojechaliśmy na lotnisko zapłaciłam za przejazd. Weszłam na lotnisko i popatrzyłam, o której dokładnie mam wylot, za godzinę. Poszłam po bilet i skierowałam się w stronę odprawy.
                W samolocie próbowałam zasnąć, ale wciąż męczyły mnie wspomnienia z ostatniego wydarzenia. Puściłam sobie w iPodzie moją ulubioną piosenkę  Coldplay „Cemeteries of London”. Nie czułam się winna, ale było mi przykro, że moi najlepsi przyjaciele nie wierzą mi...
               
                                                                                          *****

                Stałam pod drzwiami domu, bałam się jak to wszystko przyjmie Jason i Abey. Tylko oni mi pozostali... Była trzecia w nocy, więc drzwi były zamknięte. Zadzwoniłam na dzwonek, po chwili otworzyła mi zaspana Abey w szlafroku, gdy tylko mnie zobaczyła od razu się rozbudziła:
- Co się stało kochanie? Myślałam, że przyjeżdżasz dopiero za miesiąc – weszłam do środka, Abey zobaczyła dokładniej moją zapłakaną twarz – zrobię herbaty, a ty usiądź wszystko mi zaraz opowiesz – poszła do kuchni. Po chwili dołączył do nas Jason w samych spodniach.
- Czemu już wróciłaś? – po moich policzkach popłynęły kolejne łzy, a Jason mnie przytulił. Usiedliśmy wszyscy w salonie, gdzie opowiedziałam im o wszystkim co zaszło i dlaczego wróciłam. Abey przytuliła mnie i powiedziała, że są po mojej stronie.
                Minęły dwa tygodnie, które spędziłam głównie z Jason’em i Sam’em, przyjacielem mojego brata. Często robiliśmy maratony filmowe, poprawiali mi humor, było mi to teraz potrzebne. Tęskniłam za Jev’em w dodatku śnił mi się praktycznie każdej nocy. Najczęściej były to koszmary.
                Siedziałam w łóżku, była druga w nocy, nie mogłam zasnąć. Patrzyłam przez okno i myślałam o chłopaku, którego kocham, ale on mi nie wierzy. Wstałam i poszłam do pokoju Jason’a, uchyliłam drzwi.
- Jason?
- Hmm?
- Mogę z tobą spać?
- No pewnie, wskakuj – zrobił miejsce koło siebie, wskoczyłam do ciepłego łóżka.
- Jason?
- Tak? – powiedział sennym głosem.
- Czy oni mi kiedyś uwierzą?
- Mhmm...
- Jason! To ważna sprawa! – popatrzyłam na niego.
- Przepraszam, ale jest noc, chciałbym się wyspać idziemy jutro do wesołego miasteczka jeśli pamiętasz.
- Tak, pogadamy jutro?
- Oczywiście – przytulił się do mnie i tak zasnęliśmy.
                Tak jak było ustalone szliśmy do wesołego miasteczka. Pogoda nam dopisywała. Po raz pierwszy od dwóch tygodni czułam się naprawdę szczęśliwa. Spotkaliśmy się w wesołym miasteczku z Alex’em i Sam’em. Zaczęliśmy od kolejki górskiej. Wagoniki były po dwie osoby, więc usiadłam z Sam’em.
- Boję się – powiedziałam.
- Przy mnie jesteś bezpieczna – wypiął klatkę piersiową i popatrzył się dumnie. Zaśmiałam się, uwielbiałam spędzać z nim czas, czułam się przy nim wyluzowana. Kolejka ruszyła, gdy tylko się rozpędziła zamknęłam oczy i wtuliłam się w ramię mojego przyjaciela. Pogłaskał mnie po ręce. Na szczęście męka dobiegła końca.
- Ale zabawa! – krzyknął ucieszony Sam.
- Ja tak nie twierdzę...
- Oo... Zaraz poprawię ci humor – pogilgotał mnie, ja zaczęłam się śmiać. Poszliśmy do budki z jedzeniem i usiedliśmy przy stoliczku. Zamówiliśmy sobie po hot dogu, spojrzał na mnie i zaczął się śmiać.
- O co ci chodzi? – zapytałam.
- Jesteś cała w musztardzie.
- O – Sam się uśmiechnął i wytarł mnie serwetką – dziękuję – zawstydziłam się.
- Nie ma za co ślicznotko – mrugnął do mnie, a ja poruszałam zalotnie brwiami. Zaczęliśmy się śmiać.
- Tak właściwie to gdzie jest Jason i Alex? – zapytałam.
- Założyli się o to kto nie rzygnie na największej kolejce, a wcześniej zjedli chyba z pięć hot dogów, byłaś chyba wtedy w łazience.
- A tak, tak. Cóż Alex wygra, na pewno. Jason ma słaby żołądek, a o co się założyli?
- O poderwanie jakiejś laski.
- Typowe... Biedna dziewczyna – powiedziałam, za tydzień zaczyna się szkoła co wiąże się także z powrotem Jev’a. Nie dzwonili, nie pisali. Ja tak samo. W sumie to dobrze.
                Resztę dnia spędziliśmy wygłupiając się i śmiejąc praktycznie ze wszystkiego. Sam wygrał dla mnie wielką owcę w zbijaniu butelek. Jason i Alex też próbowali, ale wyszło im to jak wyszło...
                Późnym wieczorem poszłam się myć, popatrzyłam do lustra, moją uwagę przykuł naszyjnik z serduszkiem od Jev’a. Nie ściągnęłam go, Chłopak wciąż był w moim sercu... Byłam ciekawa czy on też o mnie myśli. Weszłam do wanny. Wciąż myślałam o Jev’ie, nagle dostałam sms’a. Wyskoczyłam z wanny jak oparzona i pobiegłam do umywalki, na której leżał telefon. Kliknęłam na wiadomość, byłam troszkę rozczarowana. Była od Sam’a. Pisał czy nie chcę się z nim spotkać środę, dzień przed rozpoczęciem szkoły. Odpisałam, że chętnie. Byłam głupia myśląc, że to Jev...
                Umówiliśmy się w parku o trzeciej po południu, gdy przyszłam on już czekał.
- Witaj słodka – przytulił mnie i pocałował w policzek, trochę dziwnie się z tym czułam, ale może dzięki niemu zapomnę o Jev’ie. Przespacerowaliśmy się po parku ciągle chichocząc. Potknęłam się, na całe szczęście Sam mnie złapał, ale wybuchliśmy jeszcze większym śmiechem. Podniósł mnie i się przytuliliśmy. Obróciłam się aby iść dalej, coś mnie zatrzymało. Zobaczyłam Jev’a patrzącego prosto na nas.


KOMENTOWAĆ PROSZĘ! Jak zawsze. 
Wasze opinie bardzo się dla mnie liczą <3
Chciałabym też wiedzieć czy jak zacznę pisać nowe opowiadanie to czy będziecie je czytać?? 
 
 

piątek, 17 lutego 2012

11.


Byliśmy na Hawajach już miesiąc. Było cudownie. Ivy i Logan się pogodzili, Scott i July tak samo. Przyniosło mi to ogromną ulgę, co prawda wciąż nie chcieli mi powiedzieć, o co chodzi. Jasne po co mi mówić. Ja i Jev staraliśmy się nie myśleć o Tory, udawaliśmy jakby nie istniała... Jev nauczył mnie surfować, okazało się, że on też umie. Ten chłopak coraz bardziej mnie zadziwia.
                Siedziałam na plaży patrząc na chowające się słońce za oceanem, będę za tym tęskniła, ale za niczym tak nie tęsknię jak za Jason’em i Abey. Pisałam z nimi codziennie, ale to nie wystarczało, chciałam się przytulić do Abey, a z Jason’em powygłupiać. Ja i Ivy oddaliłyśmy się od siebie, było mi smutno, brakowało mi mojej przyjaciółki. Nie mówiła mi o czymś i wciąż mnie unikała. Nagle z moich rozmyślań wyrwała mnie sama Ivy:
- Co ty taka smutna siedzisz? – usiadła koło mnie, wystarczyło, że na mnie spojrzała i już wiedziała o co mi chodzi. Głośno westchnęła, a potem zaczęła opowiadać. Zaczęła od tego jak się zachowywała, kiedy wyjechałam z Chicago. Trochę mnie to zaskoczyło. Potem powiedziała mi o tym co naprawdę się wydarzyło wtedy na imprezie. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Przytuliłam się do niej i pocałowałam w policzek. Chyba ją tym zaskoczyłam.
- Spodziewałam się innej reakcji – powiedziała jeszcze bardziej się do mnie tuląc.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i jestem wyrozumiała. Dobrze, że powiedziałaś o wszystkim Logan’owi i July. Szkoda, że ja o niczym nie wiedziałam...
- Przepraszam, ale byłam przekonana, że cię zawiodę...
- Daj spokój.
                Siedziałyśmy tak jeszcze, w końcu zaczęłyśmy się śmiać ze wszystkiego jak to zawsze, wszystko wracało do normy...
- Dziewczyny idziemy na imprezę do tego klubu i bez gadania! – krzyknął do nas Logan z tarasu.
                Poszliśmy do tego całego klubu. Nie za bardzo mi się chciało iść, ale Jev zrobił tan swój nieziemski wzrok i musiałam pójść. DJ puszczał najnowsze hity, a wszyscy dobrze się bawili. Troszkę wypiłam, ale nie było ze mną źle. Po prostu wszystko wydawało się piękne. Poszłam tańczyć, jakiś koleś do mnie dołączył uśmiechnęłam się, przetańczyliśmy chyba z dwie piosenki. W końcu powiedziałam, że mam dość.
- J... ma ...ę – powiedział nie wyraźnie, muzyka nie pozwalała nam przeprowadzić normalnej rozmowy. Przyjrzałam się chłopakowi, był nawet przystojny. Miał krótko ścięte blond włosy. Miał może z dwadzieścia pięć lat.
- Przepraszam co powiedziałeś?! – krzyknęłam.
- CO?! – nic nie słyszał – pójdziemy pod łazienki tam jest trochę ciszej! – krzyknął mi do ucha.
- OK! – pokiwałam głową, a on mnie wziął za rękę i zaprowadził. Doszliśmy pod łazienki, gdzie nie było ani jednej żywej duszy.
- Jestem Ryan, a ty? – zaczął naruszać moją przestrzeń osobistą.
- Victoria – powiedziałam cicho. Zbliżał się do mnie, a ja się cofałam, aż wpadłam na ścianę.
- Ładne imię... – uśmiechnął się, zaczął mnie całować, próbowałam się wyrywać, ale chwycił mnie za nadgarstki.

                                      {perspektywa Jev’a}

                Siedziałem z Ivy i Loganem, którzy okazywali sobie za dużo czułości.
- Wynajmijcie pokój – powiedziałem, a oni nawet na mnie nie spojrzeli. Wstałem i poszedłem do baru. Ktoś mnie postukał w ramię. Obróciłem się.
- Jev musimy pogadać – Tory wydawała się jakaś przejęta, wyglądało to dosyć prawdziwie... – proszę Jev to ważne.
- Dobrze – oznajmiłem w końcu.
- Chodźmy w bardziej ciche miejsce, może pod łazienki?
- Ok – odpowiedziałem krótko.
                Byliśmy już praktycznie pod łazienkami, zaczęła swoje przemówienie:
- Chciałam cię przeprosić za wszystko, po to tu głównie przyjechałam. Przez te wszystkie lata zachowywałam się okropnie. Tak mi przykro. Zmieniłam się. Naprawdę... – nie wiedziałem co mam powiedzieć i co zrobić. Nie było widać żeby udawała. Może powinienem jej wybaczyć. Druga szansa... Można by spróbować.
- Może powinienem dać ci druga szansę...
- Naprawdę?! – przytuliła się do mnie, chyba naprawdę się zmieniła – jest jeszcze jeden powód dla którego tu przyjechałam... ale tu głośno chodźmy pod te łazienki – poszliśmy, a tam zobaczyłem całującą się Victorię z jakimś facetem.
- O tym właśnie chciałam ci powiedzieć, ona jest zupełnie inna niż ci się wydaję... – powiedziała. Wyszedłem.

                               {perspektywa Victorii}

                Boże co za nachalny ćwok! Kopnęłam go tam gdzie światło nie dochodzi, pisknął jak jakaś baba.
- Zwariowałaś?!
- Trzeba się było na mnie nie rzucać – minęłam go i weszłam do łazienki, popatrzyłam w lustro. Nie wyglądałam źle... Rozmasowałam moje biedne nadgarstki. Do łazienki weszła Tory. Można było powiedzieć o niej jedno słowo, śliczna. Czarne proste włosy sięgały jej praktycznie do pasa, miała na sobie czarną krótką sukienkę przez co można było zobaczyć jej smukłe nogi. No, ale wiadomo jej wnętrze było trochę inne. Pozory mylą...
- Kogo my tu mamy, dziewczyna mojego braciszka, a może raczej była... – popatrzyła do lustra i poprawiła włosy.
- Niby czemu była?
- No po tym jak zabawiałaś się z moim kolegą, raczej nie będzie chętny do dalszego „bycia razem”.
- Co? On to wszystko widział?! – wyszłam z łazienki szukać Jev’a, ale niestety Tory ruszyła za mną.
- Nie wiem czy ci wybaczy... Chociaż mi uwierzył, kiedy zagrałam skruchę. O tak lekcje aktorstwa się przydały – zatrzymałam się i odwróciłam się w jej stronę.
- Co takiego?!
- No braciszek mi wybaczył, nie masz pojęcia jak się cieszę. No, ale musiałam ciebie usunąć, bo jeszcze byś wmówiła, że jestem zła. Muszę najpierw udobruchać Jev’a, aby dostać się do pieniędzy jego ojca – uśmiechnęła się niewinnie. Nie mogłam na nią patrzeć. Kolejne świństwo z jej strony, w dodatku Jev jej przebaczył...
- Ty suko!! – nie wytrzymałam i jej przywaliłam prosto w ten jej zadarty nosek, co za szczęście, że noszę pierścionki...
- Victoria!! Co ty wyprawiasz?! – nagle z nikąd pojawił się Jev, wnioskując po jego minię widział tylko jak przywalam Tory, która teraz udawała płacz i pobiegła się przytulić do mojego chłopaka.
- Mówiłam ci, że jest zupełnie inną osobą. To całe jej zachowanie przy tobie to tylko gra! – wybuchła jeszcze większym „płaczem”.  Jev popatrzył na mnie groźnym wzrokiem, przytulił mocniej Tory. Najlepsze, że Ivy i cała reszta wszystko widziała... 


No i jest 11... Wyłączyli mi internet na chwilę akurat jak chciałam dodać rozdział, myślałam, że im coś zrobię. Historia powoli się kończy. 
Komentujcie czy się podobało czy nie!!! :D Proszę to dla mnie naprawdę ważne!!!
 
 

środa, 15 lutego 2012

10.


Ktoś zaczął mnie lekko szturchać. Któż ma czelność mnie budzić?
- Vic, skarbie dojechaliśmy. Przysnęło ci się, pewnie chce ci się siku – powiedział Jev.
- Co gdzie dojechaliśmy, jakie siku? – ocknęłam się.
- Jesteśmy w Honolulu, a przed zaśnięciem mówiłaś, że chce ci się do łazienki – powiedział spokojnie.
- A tak. Przepraszam – uśmiechnęłam się do niego i wyszłam z samochodu staliśmy na jakimś parkingu – gdzie jesteśmy?
- Pod restauracją, pomyślałem, że zgłodniałaś, a nawet jeśli nie ja jestem głodny jak byk, więc idziesz czy tego chcesz czy nie – wzruszyłam tylko ramionami i ruszyliśmy w stronę knajpy. Słońce mocno świeciło. Byłam trochę rozespana. Głośno ziewnęłam. Nie chcę wiedzieć jak wyglądały moje włosy. Chyba mam lekką obsesję na ich punkcie. Było trochę zimno, miałam na sobie tylko bluzkę z krótkim rękawkiem. Jev niósł w ręce bluzę, wyrwałam mu ją i ubrałam. Nie zbyt się tym przejął. Weszliśmy do środka, wnętrze było przytulnie urządzone w typowo hawajskim stylu. Jev poszedł zająć miejsce na zewnątrz, a ja poszłam do łazienki. Zjedliśmy coś w stylu lunchu, było dopiero dwunasta.
- Pamiętasz nasz zakład? – zapytałam.
- Oczywiście, więc masz już pomysł?
- Hmm – zaśmiałam się złowieszczo.

                                                                                             *****
- Na serio myślałem, że będzie coś gorszego – powiedział Jev – mam po prostu biec po ulicy i krzyczeć, że jestem wariatem?
- Tak – odpowiedziałam, pomysł był taki sobie, ale mnie męczył, więc musiałam wymyślić coś na szybko.
                Jev się przygotował, a ja poszłam jakieś sto metrów dalej, gdzie stała budka z shake’mi. Nagle usłyszałam, drącego się Jev’a, który biegł w moją stronę:
- JESTEM WARIATEM I KOCHAM VICTORIĘ!!! – krzyczał, a ja zaczęłam się śmiać. Dobiegł do mnie, chwycił za brzuch i podniósł. Zaczęłam się jeszcze bardziej śmiać. Cały dzień minął bardzo szybko. Przez trzy godziny siedzieliśmy na plaży, potem poszliśmy zjeść jakiś obiad, Jev mówił, że zabierze mnie do najlepszej restauracji w mieście, ale się zgubiliśmy i skończyło się na McDonaldzie... Mnie to nie przeszkadzało, ale Jev był zły, bo „chciał mnie zabrać do świetnej restauracji”. Gdy tak siedzieliśmy w Mac’u, Jev powiedział nagle, że coś dla mnie ma.
- Co prawda nie ma za bardzo nastroju, ale i tak ci to dam – wyciągnął srebrny łańcuszek z malutkim serduszkiem.
- Jev... Jest śliczny... – powiedziałam, a on wstał i zapiął mi go na szyi. Po czym pocałował mnie w policzek. Po McDonaldzie poszliśmy jeszcze przejść się po mieście, gdzie zeszło nam do około ósmej wieczorem.
                Pojechaliśmy do hotelu, który stał przy drodze. Był to jeden z tańszych hoteli, więc wnętrze nie było jakieś zachwycające, ale wszystko było zadbane. Weszliśmy do naszego pokoju, oczywiście było tylko jedno łóżko. Rzuciłam torbą na fotel wyciągnęłam moją piżamkę, czyli koszulkę Jeva i stare spodnie dresowe. Poszłam do łazienki się umyć. Gdy już byłam gotowa weszłam z powrotem do pokoju.
- Boże ileż można siedzieć w łazience – Jev narzekał. Od razu wszedł do łazienki. Wzruszyłam ramionami, rozścieliłam łóżko i wskoczyłam pod mięciutką kołdrę. Wzięłam pilota i włączyłam telewizor. Po paru chwilach wszedł Jev oczywiście bez koszulki.
- Mama nie kupiła ci koszulki? – zapytałam.
- Kupiła, ale ktoś wszystkie mi ukradł... – popatrzył się na mnie, a ja zaśmiałam się pod nosem. Położył się koło mnie – męczący dzień.
- No, a jutro będziemy musieli wrócić do tych osłów – powiedziałam.
- Jeśli ich zostawimy na dłużej samych może się to źle skończyć.
- No tak, no tak...
                Oglądaliśmy jakiś durny film, z którego śmialiśmy się jak głupi. Następnie obejrzeliśmy jakiś film science-fiction, gdy pojawili się UFO zaczęłam się śmiać. Nie wiem czemu, ale horrory i filmy o UFO mnie rozśmieszają bardziej niż komedie. Było koło dwunastej, więc postanowiliśmy pójść spać. Jev wtulił się w moją szyję. Gadaliśmy jeszcze ciągle się chichrając. Dostaliśmy lekkiej głupawki i śmialiśmy się dosłownie ze wszystkiego. Jev powiedział, że śmieję się jak szczęśliwy bóbr o poranku. W końcu około pierwszej w nocy zasnęliśmy.


Jak zawsze proszę KOMENTUJCIE!!
 Myślę, że rozdziałów będzie maksymalnie 15. A potem zacznę nowe opowiadanie z 1D. Mam już pomysł. :D
 

wtorek, 14 lutego 2012

9.


                                                                                   {perspektywa Jeva}

                Po opowiedzeniu Victorii o Tory, nie rozmawialiśmy więcej. Po jej twarzy widać było, że jest zła. Doszliśmy do domu, a Vic wzięła ode mnie zakupy i od razu wzięła się za rozpakowywanie ich. Chciałem pomóc, ale powiedziała, że sobie poradzi. Westchnąłem, samo pojawienie się Tory wszystko psuje. Vic wkładała jogurty do lodówki, podszedłem i przytuliłem ją od tyłu i pocałowałem w szyję. Zamknęła lodówkę i obróciła się do mnie przyciągnąłem ją do siebie i zaczęliśmy się całować.
- Błagam, zaraz rzygnę! – przerwał nam Logan.
- Przecież chodzisz z Ivy, to w czym ci to przeszkadza? – zapytała Vic wciąż tuląc się do mnie. Nic nie powiedział i rozwalił się na kanapie i włączył telewizor. Miał grymas na twarzy, ale to nie z powodu naszych pocałunków. Przez drzwi tarasowe weszła Ivy miała czerwone oczy widać, że płakała. Nie patrząc nawet na Logana czy na nas tylko ruszyła na górę. Usłyszeliśmy zatrzaskiwane drzwi. Wnioskuję, że się pokłócili... Popatrzyłem na Vic, a ona wzruszyła ramionami. Poszła na górę, ale po krótkiej chwili wróciła. Zapytałem ją wzrokiem, a ona tylko szepnęła, że Ivy chciała zostać sama. Do domu wszedł Scott z July też nie wyglądali na zadowolonych. Logan popatrzył na Scotta morderczym wzrokiem. July wzięła tylko bluzę i bez słowa wyszła. Scott usiadł obok Loagana na kanapie, a ten od razu wstał i poszedł na taras. Nie ma to jak przyjemna atmosfera, pomyślałem. Victoria popatrzyła na mnie porozumiewawczym wzrokiem, a ja pokiwałem głową i poszliśmy na plażę. Vic głośno wypuściła powietrze.
- Co za cudowne wakacje... – powiedziała, a ja ją przytuliłem.
- Damy radę, mam pewien pomysł.
- O co chodzi? – podniosła głowę aby na mnie popatrzeć. Te jej śliczne oczy, usta, kości policzkowe, to w jaki sposób na mnie patrzyła. Po raz tysięczny dziękowałem Bogu za tą dziewczynę.
- Może pojechalibyśmy jutro do Honolulu?
- Myślę, że wycieczka nie za bardzo wyjdzie jak oni dalej będą się tak zachowywać.
- Miałem na myśli tylko nas dwoje – uśmiechnęła się i mocniej mnie przytuliła – to jak?
- Jeszcze się głupio pytasz.
- Czyli jutro z samego rana wyjeżdżamy stąd.
- A czym my pojedziemy?
- W garażu stoi stary jeep, Scott mówił, że jest w dobrym stanie – odpowiedziałem.
                Chodziliśmy jeszcze po plaży. W końcu zaczęło się ściemniać. Byliśmy jakieś pięćset metrów od naszego domu.
- Ścigamy się? – zapytała.
- A wygrany, czyli ja, co z tego miał?
- Za bardzo sobie pozwalasz chłoptasiu. To może ten, który przegra będzie musiał zrobić coś zawstydzającego jutro w Honolulu. Co ty na to?
- Aż tak się wysoko karzesz? Bo wiesz, gdy jeszcze mieszkałem w Michigan byłem najszybszy w szkole...
- Ok zobaczymy, gotowy? – pokiwałem głową – start!
                Zaczęliśmy biec, nie wiedziałem, że jest taka szybka.

                                                                                {perspektywa Victorii}

                Biedny nie wiedział, że uwielbiam biegać. Przez chwilę biegliśmy równo, ale po chwili przegoniłam go. Gdy biegałam czułam się szczęśliwa, wszystko wydawało się lepsze. Wiatr ochładzał moją twarz, przez co dostałam jeszcze energii. Nagle Jev mnie dogonił i uśmiechnął się cwaniacko. Odwzajemniłam uśmiech i go wyprzedziłam, dobiegaliśmy już do domu. Byłam pierwsza, co prawda Jev dobiegł jakąś sekundę po mnie. Głośno oddychaliśmy.
- Boże jak ja kocham biegać! – powiedziałam zadowolona i usiadłam na schodkach naszego tarasu – taki pewny siebie byłeś!
- Mówiłaś, że... Mówiłaś, że nienawidzisz w-f’u – usiadł koło mnie.
- No bo to prawda. Ale jeżeli chodzi o bieganie to co innego.
- Cóż wymyśliłaś już czym mam się ośmieszyć?
- Jeszcze nie ale nie martw się – uśmiechnęłam się chytrze, a on mnie przytulił.

                                                                                 {perspektywa Logana}

                Wciąż myślałem o mojej rozmowie z Ivy, kiedy powiedziała mi o niej i Scocie. Byłem wściekły. W dodatku Scott to mój najlepszy przyjaciel i zrobił mi coś takiego. Owszem, gdy miałem inne dziewczyny, zdradzałem je, a potem mówiłem, że byłem pijany. Zwykle mi wierzyły. Ale z Ivy zawsze było inaczej. Wydaję mi się, że jest tą jedyną... Kocham ją, ale straciłem do niej zaufanie. Odkąd się pokłóciliśmy nie schodziła na dół. Może za bardzo się na nią wydarłem? Chyba ważne, że dowiedziałem się o tym od niej. Sama miała odwagę się przyznać. Choć nie widziałem jej tylko pół dnia już za nią tęskniłem.
                Poszedłem na górę i zapukałem do pokoju dziewczyn.
- Vic mówiłam, że chcę pobyć trochę sama! – krzyknęła za drzwi. Wszedłem do pokoju.
- To ja – powiedziałem. Siedziała na łóżku oparta o zagłówek łóżka i czytała jakąś książkę, gdy zobaczyła, że to ja odłożyła ją na bok. Usiadłem koło niej.
- Dużo myślałem i doszedłem do wniosku... Po prostu cieszę się, że sama mi to powiedziałaś – nic nie mówiła tylko położyła głowę na moim ramieniu.
- Jestem beznadziejna – powiedziała w końcu.
- Moim zdaniem jesteś najcudowniejszą dziewczyną na świecie, każdy popełnia błędy. Wybaczam ci – pocałowałem ją w czoło i objąłem ramieniem i zacząłem głaskać jej blond włosy – kocham cię i nie chcę cię stracić.
- Ja też cię kocham. July nigdy mi nie wybaczy...
- Skoro ja potrafiłem ona też to zrobi.

                                                                           {perspektywa Victorii}
                Weszliśmy do środka nikogo nie było. Trochę spokoju, pomyślałam. Poszłam do mojego ulubionego pokoju, czyli kuchni i zajrzałam do lodówki. Wyciągnęłam dwie zimne wody, jedną rzuciłam do Jeva. Nie mogę się doczekać jutra, pomyślałam.
                Atmosfera w domu trochę się poprawiła, Ivy była jakaś dziwna, omijała mnie szerokim łukiem. Wiem, że ma mi coś do powiedzenia, ale żeby to było aż takie straszne? Obudziłam się dosyć wcześnie. Poszłam się spakować, bo postanowiliśmy z Jevem, że pojedziemy na dwa dni. Wzięłam prysznic i zeszłam na dół. Jev już czekał, jak zwykle musiał wyglądać niczym grecki bóg. Muszę się czasem szczypać żeby sprawdzić czy na pewno to się dzieje na prawdę. Ja oczywiście wyglądałam jak jakiś człowiek spod mostu. Moje włosy wyschły, spryskiwałam je odżywką, którą dostałam od Ivy, ale i tak się ułożyły nie tak jak chciałam...
- To jak jedziemy moja pani?
- Oczywiście paniczu, tylko posilę się kanapką z masłem orzechowym i możemy ruszać – powiedziałam, zjadłam szybko i popiłam to niedokończoną przez Jeva herbatą.
                Wsiedliśmy do zielonego jeep’a i ruszyliśmy. Honolulu nie było daleko jakieś czterdzieści minut drogi. Jechaliśmy w ciszy, otworzyłam okno, wiatr jeszcze bardziej rozszopiał moje włosy, ale przestałam się tym przejmować. Jev włączył radio:
- O! Lubię te piosenkę – cieszył się jak dziecko, zaczął kiwać głową do rytmu muzyki. Zaczął śpiewać. Fałszował jak pijany wilk o północy. Zatkałam uszy, a on pogłośnił radio.
- Proszę przestań! – krzyknęłam. Wybuchnęłam śmiechem.
- Nie podoba ci się jak śpiewam? Po prostu powiedz, że zazdrościsz mi, że mam cudowny głos.
- Ok, przyznaję się – podniosłam ręce na znak poddania się. 

Rozdział jest taki sobie, nie podoba mi się. :/
W dodatku zaczęła się szkoła... Najgorsze jest poranne wstawanie. Trzeba jakoś przeżyć -.-
KOMENTUJCIE BŁAGAM!!!