poniedziałek, 25 czerwca 2012

~ Rozdział Dwudziesty Ósmy ~

                                                      ``` CZTERY MIESIĄCE PÓŹNIEJ ```



|Grace| O5 Stycznia

               Dziwnie się czułam idąc ze szkoły w styczniu w krótkim rękawku i spódnicy. Także przez jakiś czas musiałam się przyzwyczaić do tego, że nie muszę nosić mundurka. Choć bardzo tęskniłam za Londynem i moimi starymi przyjaciółmi, to jednak polubiłam San Francisco. Zdecydowałam się na przeprowadzkę, ze względu na relacje z moją mamą. Na pewno dobrze zrobiłam, ponieważ ja i mama zaczęłyśmy wreszcie normalnie rozmawiać i spędzać ze sobą więcej czasu. Przyjaźń z zespołem "One Direction" było dla mnie jak sen z którego wybudziłam się dawno temu. Ich trasa przedłużała się i przedłużała aż w końcu stanęło na czterech miesiącach. Nie miałam z nimi już żadnego kontaktu, zwłaszcza z Zayn'em. Z tego co słyszałam znalazł sobie kogoś i podobno jest bardzo szczęśliwi. Cóż cieszę się. Harry i Zoey wciąż są przyjaciółmi, trudno było, żeby cokolwiek się zmieniło, skoro jego cały czas nie było. Leah i Sophie wciąż krążyły między Loui'm, a Liam'em. U Niall'a i Ellie stawało się coraz gorzej, co prawda El odwiedziła go na dwa tygodnie, ale wiele to nie dało. Gdy tylko miałam okazję zobaczyć, któregoś z nich, widać było jak smutni są i że jest im naprawdę ciężko. Ja odpoczęłam od tego wszystkiego i zaczęłam coś nowego. Choć wciąż nie wiedziałam, na które studia powinnam się wybrać, czy miałam zostać w San Francisco czy wrócić do Londynu.
               Weszłam przez bramkę do naszego małego domku. Gdy tylko znalazłam się wewnątrz poczułam przyjemny zapach gotującego się obiadu. Przeszłam przez mały przedpokój, zdjęłam buty i rzuciłam torbę na schody. Weszłam do salonu, gdzie światło odbijało się od naszych białych ścian. Kiedy Mark odszedł od mamy zabrał także pieniądza, dlatego nie było ciekawie, ale dawałyśmy radę. Meble kupiłyśmy na wyprzedażach na przedmieściach, a dom kupiłyśmy za bardzo małe pieniądze.
                Mama wyszła z kuchni wycierając ręce ścierką, a jej włosy żyły swoim życiem.
- Cześć skarbie, jak było w szkole? - mama zapytała się to co zawsze.
- W porządku - odpowiedziałam jej rutynowo.
- Zoey wydzwaniała do ciebie jakby oszalała, podobno jakaś bardzo ważna sprawa. Powiedziałam jej, że jak będziesz w domu  to na pewno do niej zadzwonisz na Skapie i .... - dalej nie słuchałam mamy tylko poleciałam jak na skrzydłach na górę i włączyłam laptopa. Czekałam niecierpliwie aż się załączy, a kiedy to nastąpiło od razu wybrałam Zoey. Po paru sygnałach usłyszałam jej głos i zobaczyłam jej twarz:
- Grace! No nareszcie! Kochana ile się działo, przez ostatni czas! - nadawała jak głupia.
- Poczekaj Zoe, spokojnie - pomachałam rękami.
- No dobrze, więc pierwsza sprawa. Nie wiem dlaczego ci to mówię, ale jak wiesz ostatnio wiele się u mnie zmieniło - przełknęła ślinę - bo chłopcy już wrócili i Harry oczywiście musiał od razu się ze mną zobaczyć. Zaprosił mnie na randkę.
- Chwila, Zo, przecież ty masz chłopaka - powiedziałam po chwili zastanowienia.
- No niby tak, ale, ja no nie wiem, nie umiałam mu odmówić...
- A powiedziałaś mu chociaż, że masz kogoś?
- No nie... - mruknęła - powiem mu, ale później. Zobaczę co z tego w ogóle wyjdzie, jeśli się okaże to bez sensu to po co mam zrywać z Alan'em?
- No dobrze, ale nie jest to w porządku wobec nich - odpowiedziałam.
- Dobra, dobra, a teraz druga sprawa. Widzisz mój tata ma domek zimowy na Alasce i za niedługo są ferie zimowe, więc pomyślałam, że pojedziemy wszyscy razem, aby trochę spędzić ze sobą czas. Co ty na to?
- A czy Zayn jedzie? - było to pierwsze pytanie jakie przyszło mi do głowy. Zoey chwilę na mnie patrzyła.
- Nie. Już się go pytałam, ale powiedział, że chce spędzić ten czas z rodziną - z jednej strony poczułam ulgę, ale też zawód.
- Dobrze w takim razie jadę. Moja mama i tak chciała mnie gdzieś wysłać, a to będzie idealne - odpowiedziałam szybko.
- No dobrze, więc wyjazd ustaliliśmy na początek lutego, jedziemy na dwa tygodnie. Jeszcze się zdzwonimy. Pa. - szybko powiedziała i się rozłączyła, a ja opadłam na krzesło.

|Zoey| O6 Stycznia

- Zoe, wszystko ok? - zapytał Alan, bawiąc się moją ręką. Siedzieliśmy na ławce w parku, popijając gorącą czekoladę.
- Tak, czemu miało by nie być? - odpowiedziałam pytaniem. Co prawda od rana w mojej głowie siedział Harry i nasza wspólna randka. Dlaczego się tym tak przejmowałam? To tylko Harry.
- Znowu to robisz - powiedział.
- Przepraszam, dzisiaj mam jakiś dziwny dzień.
- To akurat widać. Mówisz przepraszam, a to już jest naprawdę dziwne - uniósł brwi, a ja uderzyłam go w ramię.
- Dobra ja lecę, moja mama chciała abym była dzisiaj wcześniej - szybko wstałam.
- Jak chcesz. Przyjdziesz dzisiaj na Melrose? Spotykam się z paroma kumplami, myślałem, że może też byś przyszła?
- Nie - odpowiedziałam bez zastanowienia - mam... eee... no, mama chciała, żebym jej pomogła w porządkach na strychu. Jak zawsze musi mi zabrać piątek - kłamstwa leciały mi z ust bezproblemowo, największym było to, że my nawet nie posiadamy czegoś takiego jak strych - no to ja lecę - Al wstał i objął mnie w pasie. Cmoknęłam go wymijająco i pobiegłam w stronę domu. Gdy tylko tam dotarłam szybko poszłam do pokoju. Grace miała rację, to nie jest w porządku, wobec nich. Alan jest miłym i zwariowanym chłopakiem, o takim zawsze marzyłam, natomiast Hazza, zawsze miał w sobie to coś. Co niby miałam zrobić? Chwilę jeszcze zastanawiałam się nad wszystkim, aż zasnęłam.
            Poczułam jak ktoś mnie szturcha w ramię. Próbowałam tego kogoś odgonić, ale nic to nie dało. W końcu otworzyłam moje zalepione oczy i spojrzałam na winowajcę. Moja mama stała z rękami podpartymi na biodrach.
- Budzę cię już od dwóch minut! Harry czeka na ciebie na dole! Złaź natychmiast! - mama krzyknęła i wyszła z pokoju. A ja jak struś pędziwiatr rzuciłam się do szafy ubierając szybko sweter i rurki, a w między czasie czesałam włosy. Porwałam torbę z biurka i zbiegłam na dół w skarpetkach. Usłyszała głosy w kuchni.
- No nareszcie. Gdyby nie twoja mama przespałabyś nasze spotkanie - Loczek szeroko się uśmiechnął. Wyglądał lepiej niż zwykle, podciął włosy, tak to się zmieniło.
- Myślę, że niewiele bym straciła - mruknęłam i uśmiechnęłam się zadziorczo, Harry przeszedł koło mnie i uderzył swoją kurtką prostu w mój brzuch.
- Och przepraszam to było nie zamierzone - powiedział sztucznie. Przybrałam minę "jeszcze się policzymy" i zaczęłam ubierać buty, a potem kurtkę - Zoey będzie w domu przed północą - Harry zakomunikował mojej mamie.
- No dobrze, ale spróbujcie się spóźnić, choć minutę - uśmiechnęła się mama.
            Idąc z Harry'm do auta ciągle się przepychaliśmy aż udało mi się go wrzucić do śniegu.
- Teraz pożałujesz - wstał szybko i rzucił się na mnie jak godzilla na bezbronne zwierzę. Zaczął obkładać mnie śniegiem.
- Dobra! Stop! Poddaję się! - krzyknęłam. On tylko się zaśmiał i pociągnął mnie w stronę samochodu - to gdzie jedziemy? - zapytałam gdy siedzieliśmy już w samochodzie.
- Pomyślałem, że może przespacerujemy się po Melrose, podobno jest tam zimowy festyn, chcę zobaczyć te dekoracje - Harry mówił dalej, a ja zamarłam. Nie możemy jechać na Melrose! Jeśli spotkam tam Alana, to będzie po mnie! To pewne. Harry się na mnie wścieknie, tak samo jak mój chłopak. Przez to reszta chłopaków się ode mnie odwróci, a Grace tylko pokiwa głową i powie "a nie mówiłam?" - Zoe? Mówię do ciebie.
- O sorki! Trochę się zamyśliłam. Musimy jechać na Melrose? Nie możemy porobić czegoś innego? - zapytałam.
- A co byś chciała? Wiesz chłopaków nie ma w domu... - zaśmiał się jak typowy nastoletni zboczuch. Dlatego uderzyłam go tam gdzie zawsze go uderzam.
- Prowadzę! - pisnął i odchrząknął - powaliło cię?!
- To przestań mieć takie brudne myśli!
- Jestem nastolatkiem, w którym buzują hormony. To normalne! - jego oczy się poszerzyły - jedziemy na Melrose i sprawa zamknięta.
                          Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. Gdy wyszliśmy na tą nieszczęsną ulicę, to przyznam, że dech zaprało mi w piersiach. Wszystko było przystrojone światełkami, płatki śniegu delikatnie opadały na ziemię, a ludzie chodzili po chodnikach, jedni się śmiali i wygłupiali inni natomiast szli cicho, ale na ich twarzach pojawiało się zadowolenie. Bez namysłu wzięłam Harr'ego pod ramię i poszłam z nim wzdłuż drogi, gdzie porozstawiane były stoiska z przeróżnymi rzeczami. Zaczęliśmy od kupienia gorącej czekolady. Ciepły kubek ogrzewał mi moje gołe palce. Jak zwykle zapomniałam wziąć rękawiczek. Chodziliśmy przez półgodziny w te i z powrotem. Ja ciągle rozglądałam się za moim chłopakiem, na szczęście nigdzie go nie widziałam.
- Zjemy coś może w pizzerii co ty na to? Jestem trochę głodny.
- Hm... No dobra. Ale bierzemy tą z kurczakiem.
- Nie! Dlaczego, Zoey! Weźmy inną co? Zayn też zawsze chce tą z kurczakiem! - burzył się jak 10 latek, który nie dostał tej zabawki co chciał. Nie mówiłam mu, że można wziąc pizzę pół na pół, żeby zrobić mu na złość. Weszliśmy do środka gdzie od razy zauważyłam Alana. Stanęłam bez ruchu.
- Idź zamów, ja muszę siku! - krzyknęłam i pobiegłam do łazienki.
                Siedziałam w łazience już jakieś dziesięć minut czekając na jakiś pomysł który zadzwoniłby mi w głowie. Jedyne co przychodziło mi do głowy to zjedzenie na dworze, ale, że jest styczeń temperatura powietrza wynosi - 10 stopni, nie jest to najlepsze wyjście.
                Ukradkiem wyjrzałam z łazienki na salę. Al i jego kumple dalej siedzieli przy stole i bawili się w najlepsze. Poszukałam wzrokiem Hazzę, który siedział przy naszym stoliku i robił sobie zdjęcia z fankami. No dobra Zoe, dajesz. Przebiegłam niczym ninja przez salę i usiadłam idealnie za kwiatkiem tak, że mój chłopak w ogóle nie miał pojęcia, że jestem w tej pizzerii. Harry pożegnał się z wielbicielkami i spojrzał na mnie pytająco.
- Wszystko gra?
- No pewnie! - szybko odpowiedziałam - kiedy pizza?
- Za chwilę powinna być - oparł głowę na ręce.
                 Pizza pojawiła się chwilę później. Obydwoje rzuciliśmy się na to jak wygłodniałe lwy. Po dwudziestu minutach pizzy nie było, a my siedzieliśmy zadowoleni i najedzeni.
- W życiu nie jadłem tak dobrej pizzy, zwłaszcza, że jadłem ją z bardzo ładną towarzyszką - uśmiechnął się, a po jego oczach widać było, że jego umysł przeszedł na tryb "brudnomyślca Hazza". Kopnęłam go w kolano - Auć!
- Przepraszam, mam takie niekontrolowane ruchy - uśmiechnęłam się, ale mina szybko mi zrzedła, gdy tylko zobaczyłam, że Alan zaczyna się zbierać. Bez namysłu wskoczyłam pod stół. Czekałam chwilę.
- Zoe? Co ty robisz? - na twarz Harrego, którego teraz okalały opadające loki ze wszystkich stron, podskoczyłam i uderzyłam się w stół. Szybko rozmasowałam głowę.
- Ja? Szukam kolczyka.
- Jakoś wszystkie są na swoim miejscu - popatrzył na moje uszy.
- Mam też kolczyk w pępku - odgryzłam się i udawałam, że szukam kolczyka. Zobaczyłam jak trampki Al'a przechodzą koło naszego stolika i wychodzą na zewnątrz. Wyszłam zadowolona spod stołu - musiałam go zostawić w domu.
- Mhym... To co idziemy? - Harry wstał i ubrał kurtkę.
- Nie poczekasz aż odpowiem?
- A po co? - zaczął się śmiać, a ja wywróciłam oczami. Wstałam od stołu i wykonałam te same czynności co on. Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie od razu uderzyło nas zimne powietrze usiedliśmy na ławeczce.
- Zaraz będziemy musieli się zbierać - Harry przerwał ciszę - Nie mogę uwierzyć, że tak zaczęłaś mi ulegać.
- Nie mów hop, może robię to dla zmyłki? - uśmiechnęłam się.
- Ta ta - Harry popatrzył na moje ręce, które były czerwone od zimna - zaraz wracam -  nawet na mnie nie patrząc poleciał w tłum. Siedziałam tak i czekałam na niego aż się wreszcie pojawi. Minęła chwila aż wreszcie się pojawił trzymając coś w ręku. Okazało się, że były to rękawiczki, które przypominały pieski.

- Nie mogłem już patrzeć na twoje ręce - podał mi zbawienne rękawiczki, które od razu ubrałam.
- Dziękuję.
- W końcu zwykle trzeba coś kupić dziewczynie na randce - uśmiechnął się - nawet nie zaprzeczasz, że to randka - na te słowa tylko wzruszyłam ramionami - to co zbieramy się? - przytaknęłam. Poszliśmy w stronę auta, wsiedliśmy i pojechaliśmy w stronę mojego domu. Byłam już trochę śpiąca i dogryzanie Haroldowi było już naprawdę męczące, dlatego dałam sobie spokój. Oparłam głowę o szybę, a moje oczy powoli się zamykały.
- Twoja mama jest w domu? - zapytał.
- N-nie - odpowiedziałam i ziewnęłam. Harry jeszcze się mnie o coś pytał, ale ja już odpłynęłam.
                Czułam jak silne ramiona niosą mnie, chwilę później usłyszałam otwieranie drzwi. Poczułam tylko jak jestem kładziona na łóżku. Chłopak zdjął mi kurtkę, czapkę i rękawiczki, a potem buty. Przykrył mnie kołdrą i pocałował w czoło.
- Dziękuję za rękawiczki - powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Nie ma za co, złotko - szepnął mi do ucha i wyszedł z pokoju, a ja poczułam jak powieki kleją się. Chwilę później spałam już jak małe dziecko.
``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
No dobra macie rozdział :D

Mam pewne sprawy:

1. Jak widzicie po prawej stronie jest sonda. Proszę głosujcie jakie chcielibyście zakończenie. Opowiadanie jeszcze się nie kończy, ale chciałabym już wiedzieć co byście woleli, bo chcę sobie to wszystko zaplanować. Dlatego GŁOSUJCIE!!!!

2. Przepraszam was, że nie komentuję waszych blogów, ale zwykle czytam co napiszecie, ale albo zapominam wam skomentować, albo czytam na komórce i jakby nie mam możliwości. Obiecuję, że wam wszystko po komentuję i zacznę nawet dzisiaj. Wasze opowiadania są naprawdę świetne i czasem nawet się cieszę, że mam więcej rozdziałów do przeczytania niż tylko jeden.

3. Te dziewczyny co zapraszają mnie do siebie. Naprawdę bardzo chętnie poczytałabym wasze opowiadania, więc jak tylko znajdę chwilkę to sobie poczytam. Czasem po prostu nie mam czasu i wszystko mi się miesza, jeszcze jak siądę przed komputerem, to zamiast robić coś pożytecznego, marnuję czas.

No to mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał, coś nie mogę się skupić i napisać czegoś porządnego -.- 
Sorry, że ta randka Harrego i Zoe tak średnio mi wyszła, ale starałam się, naprawdę.


Jak myślicie Harry ma dziewczynę? Ostatnio dużo o tym piszą, że ciągle się spotyka z jakąś dziewczyną. No cóż zobaczymy. Biedny Niall zostałby tylko on...

 KISS, KISS, KISS!!!!!

środa, 20 czerwca 2012

~ Rozdział Dwudziesty Siódmy ~

|Liam| 21 Września

- Przyznaję, to mu dobrze zrobi - powiedziałem do telefonu, patrząc przez okno.
- Ciężko mi o tym mówić, boli mnie to, bo wciąż coś do niego czuję... - mruknęła Grace. Rozmawialiśmy już dobrą godzinę, dziewczyna nie miała się komu wygadać, więc zostałem ja. Było po drugiej w nocy, ale my nocne marki, często spędzaliśmy właśnie tak noce rozmawiając o wszystkim i jednocześnie o niczym. Wszędzie światła były pogaszone. Chłopcy dawno już spali. Siedziałem po ciemku w pokoju i oglądałem miasto, które teraz było pełne migoczących, żółtych światełek. Choć godzina była późna Londyn nie spał - Liam?
- Tak? Przepraszam, zamyśliłem się - uśmiechnąłem się, choć wiedziałem, że mnie nie widzi.
- Nieważne - ziewnęła - będę szła spać. Jutro mam ważny test z biologii i nie jest on łatwy.
- Dasz radę. Wierzę w ciebie.
- Dzięki. Dobra to widzimy się jutro? - powiedziała zaspanym głosem.
- Mhym, dobranoc - odpowiedziałem i rozłączyłem się. Wziąłem przykład od Grace i położyłem się do łóżka, w końcu jutro wylatujemy do Sydney, a tam raczej szybko się nie dostaniemy.
           Otworzyłem lekko oczy, w domy nadal panowała cisza. No tak zawsze chodzę najpóźniej spać i najwcześniej wstaję. Podniosłem się powoli i tak już nie zasnę, znając mnie. Zszedłem na dół przecierając oczy, po omacku trafiłem do kuchni, a zaraz potem do lodówki. Pewnie Niall zjadł moją ulubioną, pełnowartościową pastę z suszonych pomidorów ze szczypiorkiem. O nie. Tak nie będzie. Kiedy my mu coś zjemy obraża się na nas i trzeba go przepraszać i pojechać odkupić zjedzony produkt, natomiast on może sobie jeść co tylko ta Irlandzka dusza sobie zapragnie. Wkurzony poszedłem po schodach do jego pokoju. Z hukiem otworzyłem drzwi niczym chłopak z mojego ulubionego komiksu i rzuciłem się na jego łóżko.
- Wstawaj i idź po moją pełnowartościową pastę z suszonych pomidorów ze szczypiorkiem, ty pożeraczu dobrych rzeczy! - skakałem po nim.
- Spieprzaj Payne! Nie zjadłem tego gówna, przecież to śmierdzi jak krowi placek na kilometr - mruknął i podciął mi nogi tak, że poleciałem na łóżko.
- W takim razie kto?!
- Nie wiem, nie obchodzi mnie twoja zasrana pasta! - zakrył się kołdrą z oburzeniem. Wyszedłem z jego pokoju i zjawiłem się ponownie w kuchnie, gdzie siedział już Hazza.
- A ty co tak wcześnie? - popatrzyłem na niego ukosem.
- Trzeba się spakować i w ogóle.
- Wiesz może gdzie jest moja pełnowartościowa pasta z suszonych pomidorów ze szczypiorkiem?
- Zgniła, przynajmniej tak wydedukowałem, bo cała lodówka nią śmierdziała, więc ją wyrzuciłem - cały pewny siebie i zadowolony zajadał płatki z mlekiem.
- Harry! To jest jej normalny zapach. Dzięki niej mam sześciopak, a ty w porównaniu do mnie jesteś flaczek.
- Już dobra, nie przesadzaj - obruszył się - ja mam większe branie u dziewczyn - uśmiechnął się cwano.
             Reszta dnia minęła podobnie, zamiast się pakować wygłupiliśmy się i kłóciliśmy jednocześnie. Ale w końcu udało nam się wszystko ogarnąć. Dziewczyny przyszły aby się z nami pożegnać.
- Będę tęskniła - powiedziała Leah, kiedy tuliła mnie do pożegnania.
- Ja też będę Lee. Musimy często do siebie dzwonić - wtuliłem się w jej szyję, jej zapach kojarzył mi się z dzieciństwem.
- Musimy porozmawiać - powiedziała i odsunęła się ode mnie.
- Teraz?
- Tak, teraz, to... - nie dokończyła, bo nagle pojawiła się Sophie, która zaczęła się ze mną żegnać. Lee poszła do Louis'a, na jej widok oczy od razu mu się zabłyszczały.
- Musimy więcej czasem pogadać, Liam - powiedziała Soph, a ja szeroko się uśmiechnąłem.
- Kiedy tylko chcesz - odpowiedziałem. Spojrzałem na Grace, która unikała Zayn'a jak ognia. Mulat nie był z tego zadowolony widać, że było mu smutno, no ale cóż ma za swoje.
             Pożegnałem się z resztą i poszedłem do naszego samochodu, który miał nas zawieść na lotnisko. Wszyscy żegnali się ze sobą jakby już nigdy mieli się nie spotkać. W końcu pojechaliśmy. Poczułem jak Zayn lekko mnie szturcha.
- O co chodzi?
- Schrzaniłem sprawę...
- Schrzaniłeś - wszyscy powiedzieliśmy równo.
- Mogę wam powiedzieć, że już nie mam kontaktu z tymi kolesiami.
- Dobrze, ale trasa tak czy siak dobrze ci zrobi - powiedział Lou.
- Tak wiem.
- I wiesz, że nie mamy zamiaru cię pocieszać, bo całkowicie sobie na to zasłużyłeś, zważając na to, że przez jakiś zrytych kumpli straciłeś prawdopodobnie "tą jedyną" dziewczynę, a przez to masz zły humor, co się też wiąże z tym, że będziesz miał zły humor przez całą trasę i nie skorzystasz z Australii -  Niall powiedział szybko ze swoim Irlandzkim akcentem.
- Dzięki, że mi to wszystko podsumowałeś - burknął Zayn i popatrzył wściekły przez okno. Spojrzeliśmy po sobie z chłopakami i wiedzieliśmy już, że nasza cudowna wycieczka do kraju kangurów i misia koali już nie będzie taka milutka jak się wydaje, bo jeśli Zayn będzie miał humorki i będzie się dąsał to my też nie będziemy zadowoleni...

|Grace| 22 Września

              Mogę przyznać na pewno jedną rzecz, mam najlepsze przyjaciółki, jakie kiedykolwiek mogą istnieć na tym świecie. Dzięki nim nie byłam już taka przygnębiona tym wszystkim. Powoli szłam korytarzem naszej kamienicy. Jedyne o czym marzyłam wtedy to długa kąpiel w wannie i położenie się do ciepłego łóżeczka. Pewnie weszłam do środka mieszkania, ale kiedy zobaczyłam kto siedzi w kuchni mina mi zrzedła.
- Proszę cię tylko nie wychodź - powiedziała mama.
- Nie mam zamiaru, ale mam nadzieję, że ty szybko stąd znikniesz - odpowiedziałam - gdzie tata?
- Poszedł do sklepu, abyśmy my mogły spokojnie porozmawiać - pomyślałam, że i tak kiedyś musiało się to stać i im szybciej to załatwię, tym szybciej będę wolna. Usiadłam naprzeciwko niej i zaczęłam słuchać.
- Odeszłam od Mark'a - mama powiedziała drżącym głosem.
- Niemożliwe - spojrzałam na nią.
- Proszę cię... Chciałam cię przeprosić za wszystko, sprawy trochę potoczyły się nie tak jak powinny.
- To prawda.
- Wyprowadzam się do San Francisco i... Chciałam wiedzieć, w końcu zawsze marzyłaś aby mieszkać w tym mieście, to pomyślałam czy byś nie chciała pojechać ze mną - nie byłam już zła na nią, a wybaczyłam jej od razu po tym jak się wyniosłam do ojca. Z jednej strony od zawsze chciałam tam mieszkać i to nie tylko z powodu słońca ani mostu Golden Gate, ale także, z tego, że była tam moja wymarzona uczelnia.
- To tak jakbyś dała mi księżyc, a ja nie do końca wiem co mam z nim zrobić, mamo - powiedziałam w końcu.
- Decyzja należy wyłącznie do ciebie... - matka wcale mi tego nie ułatwiała, ale co z Ellie, Zoey i Lee, Soph, chłopakami i... Zayn'em?


Ok, no więc dodaję, bo potem nie będę miała kiedy, dopiero w niedzielę... Ale jest i obiecuję, że w następnym będzie więcej Harr'ego i Zoey ;P Tylko miałam to już rozplanowane i nie było dla nich miejsca w tym rozdziale :/
Jak myślicie, czy Grace się wyprowadzi?
Komentujcie, ładnie proszę i przepraszam, że tak rzadko dodaję, ale mam teraz lekkie zamieszanie z ocenami i ogólnie zakończeniem roku także naprawdę was przepraszam :D

poniedziałek, 11 czerwca 2012

~ Rozdział Dwudziesty Szósty ~

|Ellie| 2O Września

             Po raz dziesiąty czytałam jedną linijkę w książce. Nie mogłam się skupić, bo wciąż myślałam o całym zdarzeniu z soboty. Kto by pomyślał, że ten słodki Irlandczyk jest takim bezdusznym ćwokiem. Myśli sobie, że kim on jest księżnym i może robić z taką chłopką jak ja co chce? O nie tu się mylisz bawiący się uczuciami, blond chłopczyku. Najbardziej boli mnie to, że poczułam coś do tego farbowanego debila. Zgrywał takie niewiniątko. Dobra Ellie wracaj do czytania! Niestety długo sobie nie poczytałam bo mój telefon zaczął dzwonić.
- Nie chcę z tobą rozmawiać, ty, ty... bezuczuciowcu! - krzyknęłam do komórki.
- Możesz mi chociaż wytłumaczyć co zrobiłem? W ogóle się nie odzywasz od soboty, martwię się El.
- Nie mów do mnie El! Pojutrze wyjeżdżasz, więc już nic nie zdziałasz.
- Owszem zdziałam, bo właśnie stoję pod twoim domem - mówił pewnym głosem.
- A może mnie nie ma w domu? - starałam się powiedzieć to przekonująco.
- Umiem wyczuć kiedy kłamiesz, po za tym widzę cię przez okno, skarbie.
- Przestań mi tu słodzić. A niby jak chciałbyś wejść, drzwi są zamknięte - nagle Niall się rozłączył. Usłyszałam tylko przekręcanie klucza. Po chwili chłopak znalazł się w salonie.
- Nie trzeba było mi mówić, gdzie trzymacie zapasowy klucz - uśmiechnął się zadziornie, a ja odłożyłam książkę i wstałam - możesz mi powiedzieć co zrobiłem?
- Oj ty już dobrze wiesz! - splotłam ręce na klatce piersiowej i uniosłam głowę do góry.
- No nie do końca....
- Słyszałam jak ty i Zayn rozmawialiście o tym swoim zakładzie związanym ze mną - powiedziałam po krótkiej przerwie. Ten chwilę na mnie patrzył intensywnie myśląc po czym uśmiechnął się szeroko.
- Zayn mnie tak jakby podpuścił, abym się wreszcie z tobą umówił. Mówiłem mu, że nie jestem pewny czy czujesz do mnie to samo, dlatego założył się ze mną abym bardziej się zmotywował do zabrania cię gdzieś - w duchu byłam cała w skowronkach i było mi wręcz głupio, że tak go oskarżyłam z tylko jednego zdania, które ledwo usłyszałam, ale niestety moja duma nie chciała tego pokazać, więc dalej miałam poważną minę.
- A ty nie powinnaś podsłuchiwać i oceniać nie znając całej prawdy.
- Chcesz powiedzieć, że gdyby nie Zayn nic by między nami nie zaszło?
- Nie możemy zapomnieć o tym wszytkim? Ważne, że oboje coś do siebie czujemy - chciał do mnie podejść, ale ja się cofnęłam - oj El, przestań...
- Nie.
- Dobra jak chcesz, ale wiedz, że pojutrze wyjeżdżam i nie zobaczymy się przez miesiąc. Nie sądziłem, że masz tak wielką dumę, żeby się tak zachowywać - szybko powiedział i wyszedł, a ja dalej stałam i poczułam wstyd, bo zachowałam się jak pięciolatka. Szybko ruszyłam w stronę wyjścia aby go jeszcze dogonić, drzwi nagle się otworzyły, gdzie pojawił się Niall.
- Przepraszam, tak głupio wszytko wyszło - powiedziałam.
- Ja też przepraszam - zrobił jeden krok w moją stronę, a ja dwa w jego. Po chwili tylko staliśmy i tuliliśmy się do siebie, przepraszając się nawzajem.
             Popołudnie spędziliśmy razem. Niall pomógł mi w hiszpańskim, jest w nim naprawdę dobry, a potem oglądaliśmy filmy i zjedliśmy wielką pizzę, którą sobie zamówiliśmy. Poczułam, że już za nim tęsknię, wciąż myślałam nad tym jak wytrzymam bez niego przez ten miesiąc.

|Sophie|

            Kolejny wieczór spędzałam na przejażdżce rowerem po londyńskich ulicach. Myślę, że było to dla mnie bardziej odprężające niż jakakolwiek wizyta w spa czy wyjazd do ciepłych krajów. Myślałam o wszystkim co stało się do tej pory. O Lou, z którym spędzałam teraz tak dużo czasu, o uczelni, w której mam spore zaległości i o tym, że powinnam kupić sobie nowy rower, tyle że nie mam na to funduszów, a proszenie o to rodziców było całkowicie złym pomysłem ze względu na to, że już płacą za moją naukę, która grosze nie kosztuje. Poczułam chłód na mojej skórze dlatego zatrzymałam się aby zapiąć moją zieloną kurtkę. Zrobiłam się głodna, więc poszłam do sklepy przy którym się właśnie zatrzymałam. W środku kobieta myła podłogę, bo ktoś rozbił butelkę mleka, a kasjerka stała oparta o ladę jej oczy błagały aby to wszystko się już skończyło. Poszłam do półki z przekąskami i wzięłam sobie moje ulubione ciasteczka z czekoladą. Podeszłam do kasy i dołożyłam jeszcze fantę. Sprzedawczyni popatrzyła na mnie leniwym wzrokiem i bez słowa skasowała wybrane przeze mnie produkty. Kiedy zapłaciłam za wszystko wyszłam przed sklep i oparłam się o barierkę aby skonsumować moje pyszności. Kiedy otworzyłam paczkę ktoś mnie uszczypnął w bok co spowodowało, że moje ciastka wypadły na ulice i zostały zmiażdżone przez samochód. Obróciłam się do winowajcy.
- Louis, ty pacanie! Odkupujesz mi ciastka teraz!
- Przepraszam, no. Może zamiast tego pójdziemy do restauracji. Hm? - patrzył na mnie intensywnie.
- No dobra, ale ty płacisz.
- Dobrze. Po za tym taka chudzinka jak ty i tak wiele nie zje...
              Louie patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Zjadłam podwójną porcję spaghetti i do tego wielki deser w postaci ciasta czekoladowego.
- Miałaś mało jeść...
- Ja zawsze dużo jem - uśmiechnęłam się i powycierałam chusteczką.
- Dogoniłaś Niall'a, on zwykle tyle je...
- Widocznie on też należy do ludzi z dużym metabolizmem - Lou wciąż na mnie patrzył - ok ja będę się zbierać muszę zabrać rower z pod tego sklepu, jeszcze jakieś żule mi go ukradną.
- O to się nie martw już zadzwoniłem do ochroniarza aby go zabrał - Louis powiedział znużonym głosem.
- A więc tak wy bogacze sobie radzicie z takimi sprawami.
- Czasem warto śpiewać w boysbandzie, czyli co będziemy teraz robić?
- My?
- Tak, my. Nie chcę wracać do domu.
- Dlaczego? - spojrzałam na niego pytająco.
- Liam chciał coś ugotować i choć dobre serce ma to jednak w gotowaniu jest beznadziejny, jak w geografii. Chciał zrobić sernik, ale zapomniał ustawić sobie czasu i się spalił, a w całym domu śmierdzi spalenizną i czymś jeszcze.
- Możemy pojechać do mnie jeśli chcesz.
- Czy ta propozycja ma jakiś podtekst? - uniósł jedną brew.
- Nie, zboczeńcu.
- Ale i tak przyjmuję tę propozycję.
                 Pojechaliśmy jego samochodem w stronę mojego mieszkania. Musiałam mu tłumaczyć gdzie ma skręcić, a gdzie zatrzymać. Wreszcie dojechaliśmy do mojego domu.
- Myślałem, że nadal mieszkasz z rodzicami - powiedział, kiedy wysiadał.
- Nie, zostali w Australii, wyjechałam tutaj specjalnie na studia.
- Zostawiłaś ciepłą Australię? - dziwnie na mnie spojrzał.
- No... tak.
- He, ciekawe - pokręcił głową, a ja wskazałam mu drzwi. Szliśmy schodami do góry. Zatrzymałam się przy moich drzwiach, a zamyślony Louis wpadł na mnie - przepraszam! - krzyknął.
- Nie drzyj się, tu głównie mieszkają emeryci i wystarczy cichy dźwięk nawet kluczy, a już drą na ciebie japę, że jesteś głośno.
- Boże, jak w tym horrorze "Babcia zombie atakuje" - rozejrzał się po ciemnym korytarzu.
- Co ty oglądasz?
- Argentyńskie horrory, są najlepsze - otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka. Zapaliłam światło.
- Z góry przepraszam za bałagan - uśmiechnęłam się.
- To dla ciebie jest bałagan? Widocznie nie widziałaś jeszcze mojego pokoju - drugie zdanie powiedział ciszej. Zaczął się rozglądać i pierwsze co przykuło jego uwagę były zdjęcia.
- Ooo jaka słodka i niewinna małą Sophie, a to pewnie twoi rodzice.
- Owszem. Chcesz coś do picia?
- Tak najlepiej herbata o smaku papai i arbuza z cytryną i listkiem mięty dla aromatu, a i sypana, a cukier tylko trzcinowy.
- Mam tylko zwykłą herbatę lub malinową z torebki. Nie posiadam mięty, a cytryna mi spleśniała. Cukier jest tylko zwykły.
- Jak ty żyjesz?
- Normalnie? Rozpuściłeś się przez te dwa lata. To co?
- To niech będzie zwykła - mruknął niezadowolony i usiadł na kanapie - będziemy coś oglądać, masz jakieś bardzo straszne horrory?
- Tak, są pod telewizorem - powiedziałam i poszłam do mojej małej kuchni. Nastawiłam wodę i wyciągnęłam popcorn i jeszcze jakieś przekąski. Zalałam szybko herbatę i postawiłam ją na stole przed chłopakiem - bądź tak miły i zdejmij te stopy ze stolika. Boże, Harry miał rację okropnie, śmierdzą!
- Nikt mnie nie rozumie - wziął herbatę do ręki i zrobił duży łyk - o robisz jak moja mamusia.
- To dobrze?
- Bardzo - usiadłam obok niego i przykryłam się kocem. Louis włączył film. Ciągle podskakiwaliśmy albo chowaliśmy się za poduszkami. Filmy przysłał mi mój brat, który ma tak zrytą psychikę, że dla niego była to czysta komedia. Ukradkiem patrzyłam na Louis'a, który starał się mieć twardą minę, ale w ogóle mu to nie wychodziło.
           Film się skończył, a my dalej siedzieliśmy w bezruchu.
- Chyba będziesz się zbierał - podpuściłam go.
- Nie ja się stąd nie ruszam, jest druga w nocy, a jak mnie zaatakują? Po za tym nie bądź taka pewna siebie, bo sama o mało się nie posikałaś ze strachu. Myślisz, że sama tutaj spokojnie zaśniesz?
- Dobra zostań i nie gasimy światła! - przykryłam się bardziej kocem.
- Śpimy tutaj?
- Myślę, że sypialni będzie nam wygodniej.
- O czyli mogę spać z tobą, huhu.
- Przestań! Idź pierwszy i zapal światło - powiedziałam i wskazałam mu drzwi.
- Dlaczego ja?
- No dobra razem - ruszyliśmy do pokoju. Louis szybko zapalił światło i rzucił się na łóżko, po chwili dołączyłam do niego zostawiając lampkę nocną włączoną.

Dodaję szybciej niż poprzedni :) Mam nadzieję, że się wam podoba.
Chciałam wam podziękować za te wszystkie komentarze one na serio dają taką motywacje. :D
Następny pojawi się niebawem, raczej w piątek, bo mam dużo poprawiania w końcu za niedługo wystawianie ocen, a ja zwykle wszystko robię na ostatnią chwilę ;P

musiałam to dodać :)

czwartek, 7 czerwca 2012

~ Rozdział Dwudziesty Piąty ~

|Grace| 19 Września

        Minęło parę dni, a Zayn praktycznie w ogóle ze mną nie rozmawiał, co jedynie czasami zadzwoniłam do niego, ale po minucie mówił, że jest zajęty i nie ma czasu, żeby rozmawiać. Byłam zdenerwowana i trochę smutna, że już go nie obchodzę.
         Chłopcy właśnie byli na sali treningowej, gdzie ćwiczyli do trasy. Wkurzona weszłam przez bramę, aby porozmawiać z moim "chłopakiem", oczywiście najpierw zatrzymał mnie jakiś ochroniarz.
- Przykro mi, ale teraz sala jest zamknięta.
- Tak wiem. Tam jest mój chłopak i muszę z nim koniecznie porozmawiać.
- Doprawdy? - popatrzył na mnie kpiąco. Pewnie uznał mnie za jakoś psycho-fankę, która koniecznie chce się z nimi zobaczyć. W pewnej chwili podszedł do nas jeden ze znanych mi ochroniarzy, mówiąc, że mogę iść. Zadowolona weszłam do środka i poszłam schodkami na górę. Usłyszałam krzyki i wrzaski chłopaków.
- Grace? - wszyscy zastygli.
- Gdzie on jest?! - podparłam się rękami.
- Na balkonie - Harry szybko mi odpowiedział. Wyminęłam ich i poszłam w miejsce, które mi wskazano. Zayn stał oparty o barierkę z papierosem w ustach.
- Wiesz zwykle jak się ma dziewczynę to się chociaż do niej piszę sms'a! Jeszcze rozumiem gdybyśmy mieszkali w różnych miastach. - powiedziałam na jednym wdechu, a Zayn popatrzył się na mnie - spróbujesz się jakoś wytłumaczyć?
- Niedługo wyjeżdżamy, ostro ćwiczymy. To nie jest takie proste... - oglądał swoje buty.
- To dziwne, że  Liam ma czas rozmawiać ze mną codziennie - splotłam ręce.
- To w takim razie niech on będzie twoim chłopakiem - odwrócił się ode mnie.
- Co się z tobą dzieje?! - szturchnęłam go za ramię - odkąd wróciłeś do tych swoich kumpli, zacząłeś się dziwnie zachowywać,  zacząłeś znowu palić, a w gazetach ciągle piszą o twoich imprezach i jak po pijaku wracasz do domu - Mulat stał z grobową miną, a ja poczułam łzy pchające mi się do oczu - znudziłam ci się, robię coś nie tak? Poznałeś kogoś? Jakąś ładną, cycatą blondynę?
- To tylko koleżanka, z którą chodzę na imprezy - mruknął.
- Jak chcesz. Nie wiem czemu zawsze muszę sobie wybierać chłopaków, którzy ciągle imprezują i wyrywają każdą możliwą laskę. Myślałam, że jesteś inny ale się myliłam jesteś taki sam jak Jay.
- Nie porównuj mnie do niego! - krzyknął.
- Cóż taka jest prawda.
- Przepraszam ten tydzień był kiepski.
- Owszem - czekałam w niepewności aż podejdzie i spojrzy mi w oczy, a potem przeprosi i pocałuje, ale nic takiego się nie stało - pamiętasz jeszcze, że ja w ogóle istnieję? Myślałam, że coś do mnie czujesz...
- Przestań dramatyzować - wywrócił oczami, a ja poczułam, że się we mnie gotuje.
- Już sobie idę - uśmiechnęłam się sztucznie - znajdź sobie w tej Australii jakąś laskę, którą tak szybko się nie znudzisz. Ja sobie daruję. Życzę ci miłego życia Zayn - moje oczy były zaszklone, chciałam już wyjść, on mnie chwycił za rękę, ale się wyrwałam i wyszłam. Chłopaki krzyczeli coś do mnie, ale już ich nie słuchałam tylko szybko ruszyłam w stronę mojego domu.

|Zoey|

                  Dochodziła druga po południu, a ja siedziałam przed telewizorem okropnie się nudząc. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Leniwie wstałam z kanapy i poszłam otworzyć.
- Harry, zaczynam się ciebie bać, pojawiasz się u mnie codziennie z tym swoim szalonym uśmieszkiem.
- Bo ja jestem szalony - zaczął się śmiać, wszedł do środka, a raczej się wepchał, wziął moją kurtkę - no ubieraj się, jedziemy - wcisnął mi okrycie i poszedł do kuchni, gdzie od razu zajrzał do lodówki. Wyciągnął kurczaka i zaczął go jeść.
- Myślałam, że jesteście na próbie.
- Skończyliśmy wcześniej, bo nie dało się normalnie pracować. Grace dziś do nas przyszła i ostro się pokłóciła z Zayn'em - patrzył się na kurczaka. W końcu go odłożył - no chodź, jedziemy.
- Ale gdzie?
- Niespodzianka - zachichotał.
- Nienawidzę niespodzianek....
- Nie obchodzi mnie to - pociągnął mnie za rękę i już nas nie było.
                   Jechaliśmy autostradą, Harry włączył radio, gdzie akurat leciała ich piosenka.
- O tak - Hazza się ucieszył.
- O nie - odpowiedziałam i wyłączyłam sprzęt.
- Hej! - włączył je z powrotem, po czym ja je wyłączyłam.
- Zoey! - krzyknął.
- Harry! - próbował się powstrzymać, ale w końcu nie wytrzymał i zaczął się śmiać - powiesz mi chociaż kiedy będziemy?
- Już jesteśmy - spojrzałam przez okno, gdzie ujrzałam tablicę z napisem Cliffe.
- Na serio?
- Mam tutaj bardzo miłe wspomnienia...
- Co tutaj nauczyłeś się sikać do nocnika? - zmrużył oczy.
- Nie aż takich miłych wspomnień tutaj nie mam - zatrzymał samochód - najpierw chodźmy coś zjeść, a potem przejdziemy się po plaży - wysiadł z samochodu, poszłam za jego przykładem.
- Dobrze Haroldzie prowadź - machnęłam dłonią, a on wziął mnie pod rękę.
- Tutaj możemy spokojnie chodzić w Londynie zaraz zaczęliby robić nam zdjęcia i tak dalej.
- No dobrze, ale lepiej wybierz jakąś dobrą restauracje.
- Na naszej pierwszej randce tak musi być.
- To nie jest randka - szybko odpowiedziałam.
- Mów sobie jak chcesz - pociągnął mnie do restauracji o nazwie "Łosoś".
                Kiedy najedliśmy się i pogadaliśmy poszliśmy pooglądać tutejsze miejsca, a potem skierowaliśmy się w stronę plaży. Tam owinęliśmy się kocem i oglądaliśmy fale.Harry starał się siedzieć jak najbliżej mnie. Próbowałam nie zwracać na to uwagi.
- No Zoey taka niby zła i niedobra, a tu proszę jesteśmy na randce i się obejmujemy.
- Po pierwsze nie jesteśmy na randce, po drugie siedzimy tylko pod jednym kocem, a po trzecie - uderzyłam go w głowę.
- Auć - zaczął się masować - nie bądź niemiła - posmutniał.
- Oj już nie płacz - pocałowałam go w policzek, a on od razu się szeroko uśmiechnął - widzisz są pewne osoby, w tym ty, że nie umiem się powstrzymać, żeby ci dokuczyć - skrzywił się po czym poczochrał mi włosy - lepiej uciekaj... - Hazza się zaśmiał i zaczął uciekać, a ja goniłam go jak głupia. W końcu gdzieś się schował, a ja się rozglądałam. Nagle ktoś z krzykiem rzucił się na mnie.
- Powaliło?! - krzyknęłam.
- Ciebie na ziemie - zaśmiał się.
- To było cienkie, jak ty.
- Oj Zo miękniesz, a twoje dogryzki już nie są takie... dogryźliwe...
- Za to ty i twoja głupota się nie zmieniła.

Chciałam was bardzo przeprosić... Naprawdę nie miałam czasu ani weny. :( I nie olałam tego bloga tylko po prostu dużo się działo i tyle.
Rozdział taki sobie... Następny będzie o wiele, wiele szybciej niż ten i będzie na pewno lepszy :) Mam nadzieję, że nie zapomnieliście o moim blogu i wciąż będziecie go czytać. Teraz będę nadrabiała wasze blogi i będę komentowała.

Więc co myślicie o Zaynie i Grace? Harrym i Zoey? Komentujcie proszę.