|Grace|
O2 Września
Szliśmy z tatą w ciszy po korytarzu
starej kamienicy. Tak bardzo się cieszyłam, że moje życie wreszcie nie będzie
takie sztuczne. Ciężko było mi uwierzyć, że wszystko może się układać. Po
pewnym czasie tata zatrzymał się przy jednych z białych drzwi. Wyjął klucze i
otworzył drzwi. Od razu wchodziło się do małego salonu, który był skromnie urządzony.
Wszędzie walały się książki, gazety, a w rogu stało stare pianino z naszego
dawnego mieszkania. Naprzeciwko drzwi było duże okno. Rozglądałam się po
pokoju, kiedy tata wnosił moją walizkę. Na ścianach i na półkach stały głównie
zdjęcia ze mną. Wciąż się na nich śmiałam i wygłupiałam. Przyznaję miałam
naprawdę udane dzieciństwo.
-
No dobrze tam jest kuchnia – tata wskazał na małe pomieszczenie znajdujące się
po mojej lewej – tam jest łazienka, pewnie odzwyczaiłaś się ją z kimś dzielić –
ojciec lekko się zaśmiał, a ja tylko wzruszyłam ramionami na wspomnienie mojej
wielkiej osobistej łazienki.
-
Chodź pokażę ci twój pokój – tata poszedł w prawo, a ja szybko do niego
dołączyłam, weszliśmy do środka. Był naprawdę malutki, ale przytulny, taki
właśnie chciałam. Ściany były pomalowane na turkusowy kolor. W rogu stało
łóżko, na którym leżała nie ubrana jeszcze pościel i kołdra. Koło drzwi stało
małe biurko, dalej pod ścianą stała szafa.
-
Pościel wybierała moja sąsiadka, która jest zawsze na twoje zawołanie – tata
lekko się uśmiechnął – często mnie nie będzie w domu, przynajmniej na razie.
Myślę, że za niedługo dostanę awans. Zawiesiłem lampki, bo wiem jak zawsze je
lubiłaś – wskazał na sufit, pod którym podwieszone były małe świecidełka.
Uśmiechnęłam się szeroko – no to... rozpakuj się, a ja lecę do pracy. Będę dopiero
w nocy – stał jeszcze chwile niepewnie po czym wyszedł. Głośno westchnęłam. Na
ziemi leżały kartony z moimi rzeczami. Musiałam to wszystko rozpakować.
Klapnęłam na łóżko i zdmuchnęłam kosmyk włosów, który zasłonił mi widok. Zawsze
można zadzwonić po pomoc, pomyślałam. Wybrałam numer Ellie.
-
Halo? – usłyszałam po chwili oczekiwania.
-
No cześć, nie chciałabyś mi pomóc w rozpakowywaniu rzeczy? – zapytałam milutkim
głosikiem.
-
Przykro mi kochana, ale ja i Zoe latamy po papierniczych po rzeczy do szkoły
nie mamy tak cudnie, że wszystko szkoła nam załatwia – odpowiedziała.
-
Ok, zapamiętam to sobie – mruknęłam i rozłączyłam się. Tym razem wybrałam numer
Zayn’a.
-
Halo? – usłyszałam zaspany głos chłopaka – wszystko gra?
-
Znowu spałeś – bardziej oznajmiłam niż zapytałam – słuchaj rusz to swoje leniwe
dupsko i przyjdź do mnie.
-
Po tym jaka jesteś dla mnie niemiła, nie dziękuję – burknął.
-
No proooszę.
-
No dobra, ale podaj mi chociaż adres – ziewnął.
-
Zaraz ci wyślę.
-
Dobra to zaraz będę – rozłączyliśmy, a ja szybko mu wysłałam adres. Odłożyłam
komórkę na stolik i wzięłam się za ubieranie pościeli. Gdy łóżko było już
pięknie zaścielone, spojrzałam przez okno, które było naprawdę duże. Sięgało
wysoko, prawie, że do sufitu. Znowu na dole kończyło się dopiero w połowie
moich piszczeli. Widok był na parę drzew oddzielających naszą kamienicę od
drugiej. Uchyliłam okno, aby dopuścić trochę świeżego powietrza po deszczu.
Zaczęłam wyciągać moje ubrania, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko
podbiegłam do drzwi, lekko je otworzyłam cię ujrzałam szczerzącego się Zayn’a.
Otworzyłam drzwi na oścież, a on od razu mnie pocałował.
-
Podoba mi się to. Teraz mam do ciebie jakieś pięć minut – rozglądał się po
pomieszczeniu – to gdzie twój pokój? – wskazałam palcem, a on od razu tam się
skierował.
-
Chcesz coś do picia? – zapytałam grzecznie.
-
Nie. Chcę ciebie – mruknął i podszedł do mnie.
-
Taa, może najpierw pomóż mi to wszystko rozpakować co?
-
To po to mnie tu ściągnęłaś – spojrzał na mnie poważnie.
-
No tak jakby... – odwrócił głowę – Zaynuś nie wściekaj się no.
-
Teraz to „Zaynuś”... – prychnął. Podeszłam do niego i mocno pocałowałam w usta
– przestań! Nie widzisz, że się tutaj próbuję na ciebie gniewać.
-
Coś ci nie wychodzi – szepnęłam, a on uniósł brwi.
W końcu wzięliśmy się za
rozpakowywanie. Po trzech godzinach wszystko było zrobione. Mulat chyba bardzo
się przemęczył, bo rzucił się na łóżko i przymknął oczy. Podeszłam do szafki po
telefon i odwróciłam się do wyjścia, ale ten mnie pociągnął przez co
wylądowałam koło niego.
-
Teraz nigdzie nie idziesz – mruknął.
-
Mam się bać? – zapytałam, unosząc jedną brew. Zamiast odpowiedzi dostałam
namiętnego całusa, odwzajemniłam go.
|Louis|
Wyszedłem z taksówki i skierowałem
się do pobliskiego baru. Była godzina dziewiąta. Dawno nie imprezowałem, a
bardzo mi tego brakowało. Wszedłem do środka i od razu zamówiłem piwo. Po
chwili dostałem zimną butelkę. Chwilę tak stałem aż wreszcie zauważyłem jakiś
znajomych.
-
Tommo! Miło wreszcie cię zobaczyć! – krzyknął Freddie, uścisnęliśmy się.
-
Cóż Freddie z tobą to jednak są najlepsze imprezy – poklepałem go ramieniu.
-
Może i tak, ale bez ciebie jednak to nie to samo – zaśmiał się.
No i się zaczęło. Najpierw
posiedzieliśmy i pogadaliśmy w końcu nie widzieliśmy się jakieś pół roku. A
później zaczęło się picie...
Uwielbiałem ten stan. Czułem jakby wszystkie
problemy się rozpłynęły. Tak właśnie wpadali wszyscy alkoholicy. Ja na
szczęście nie miałem tego problemu, wiedziałem kiedy przestać.
Impreza rozkręcała się, a do lokalu
wchodziło coraz więcej przybyszów chcących się zabawić. Freddie jest typowym
imprezowiczem i można było to od razu u niego zauważyć. Lekko zaczerwienione
oczy, cwany uśmiech nigdy nie schodził mu z twarzy i wiecznie rozczochrane
włosy. Kończyliśmy już pierwszą butelkę czystej. Z głośników poleciała szybsza
piosenka, a my od razu ruszyliśmy do tańca. Zamówiliśmy kolejną butelkę, ale
przestaliśmy używać kieliszków. Jacyś ludzie zaczęli robić mi zdjęcia, a ja
tylko szerzej się uśmiechnąłem. Świat wirował jakbym znalazł się na karuzeli,
kompletnie nie kontrolowałem już moich ruchów. Teraz liczyła się tylko dobra
impreza.
|Sophie|
Jak zwykle przez moją kochaną
bezsenność jeździłam rowerem po ulicach Londynu o drugiej w nocy. Nie wiem
dlaczego, ale odkąd się tu przeprowadziłam z Sydney robię się śpiąca dopiero o
czwartej nad ranem i wstaję o jedenastej. Na szczęście zajęcia na uniwersytecie
miałam dopiero o pierwszej. Jak zwykle ulice były praktycznie puste za to
kluby, puby i bary pękały w szwach. Przystanęłam pod jednym i weszłam do
środka. Od razu przywitał mnie smród papierosów i alkoholu. Podeszłam do baru i
poprosiłam o piwo. Kiedy dostałam swój napój rozejrzałam się dookoła. Nagle
poczułam jak ktoś na mnie chucha. Poczułam ostry odór alkoholu.
-
Egzotyczna – powiedział dotykając moich czarnych włosów.
-
Sorry koleś, ale lepiej mnie zostaw – ostrzegłam go.
-
Nic ci nie zrobię – podniósł ręce do góry, jako znak wycofania – chciałem po
prostu pogadać. Jak to jest być egzotycznym?
-
Jesteś nieźle wstawiony – zaśmiałam się.
-
Tak wiem, ale tak dawno nie piłem, że aż się niedobrze robi – mówił,
gestykulując przy tym jakby odganiał muchy.
-
Niedobrze to ci będzie jutro – napiłam się mojego piwa. Spojrzałam na niego,
miał dwudniowy zarost, a jego włosy były ułożone w każdą możliwą stronę. Jego
zielono-niebieskie oczy przeszywały mnie na wylot.
-
Ty chyba nie powinnaś pić – spojrzał na moją butelkę.
-
Jestem pełnoletnia – spojrzałam na niego z ukosa.
-
A nie powinnaś już spać? – patrzył na mnie pytająco.
-
Cierpię na coś w rodzaju bezsenności – zacisnęłam usta. Chłopak wypił kolejne
dwa kieliszki – jutro będziesz nieżywy – spojrzałam na niego.
-
Żyjmy chwilą, bo wszystko inne jest niepewne – uniósł palec do góry – tak w
ogóle jestem Louis. Nie poznajesz mnie?
-
Emm... A powinnam?
-
Tak jestem jednym z pięciu cudnych i pięknych chłopców, a nasz zespół nazywa
się One Direction – patrzyłam na niego wyczekująco – dalej nic?
-
Przykro mi, ale nie mam czasu, na czytanie gazetek o gwiazdeczkach – wzruszyłam
ramionami, a on prychnął. Chyba jego zamiarem było pójść w jakimś kierunku, ale
zamiast tego zatoczył się i upadł. Wybuchłam niepohamowanym śmiechem, a
następnie szybko mu pomogłam.
-
Twoim zdaniem to jest śmieszne – jęknął.
-
Mhym... – przytaknęłam – jesteś tutaj sam?
-
Nie, a właśnie gdzie moi koledzy – zaczął się rozglądać.
-
Chyba ci uciekli.
-
Żadna nowość – powiedział po nosem – wiesz co? To nie jest ważne. Zagramy w
bilarda?
-
Tylko uważaj, jestem naprawdę dobra – spojrzałam na niego i ruszyliśmy do stołu
bilardowego. Zaczęliśmy grać, biedny nie mógł utrzymać równowagi. Graliśmy
przez półgodziny, a potem wróciliśmy do rozmowy. Louis znów chciał się czegoś
napić, a ja od razu mu zabroniłam. Choć poznałam go dopiero tego wieczoru to
nie chciałam, żeby coś mu się stało. W końcu pijany człowiek jest stanie zrobić
wszystko. Po jego oporach i wyrywanych mojego telefonu zamówiłam taksówkę. Louis
już prawie odpływał. Wyciągnęłam z jego kieszeni portfel i poszukałam jakiś
danych. Znalazłam adres na jego dowodzie. Taxi już czekało dlatego go zabrałam
na zewnątrz. Wpakowałam do auta i podałam adres kierowcy.
-
Chwila nie powiedziałaś mi jak masz na imię – spojrzał na mnie za nim zamknęłam
drzwi.
-
Sophie – lekko się uśmiechnęłam i tak nie zapamięta, był zalany w trzy dupy.
Taksówka odjechała, a ja spostrzegłam, że wciąż mam jego portfel. Chciałam go
dogonić, ale jeszcze zgubiłby ten portfel. Wzięłam rower i ruszyłam w stronę
domu. Po raz pierwszy, od kiedy tu jestem poczułam się senna o tak wczesnej
(jak dla mnie) porze.
|Zayn|
Pocałowałem ostatni raz moją Grace,
stojąc w drzwiach. Było już trochę późno, a jej ojciec miał wrócić w bliskim
czasie. Kiedy się od niej odsunąłem lekko się uśmiechnęła i założyła włosy za
ucho. Skierowałem się po schodach w dół i wyszedłem z kamienicy. Było wyjątkowo
chłodno. Z moich ust wydostawała się para od zimnego powietrza. Szedłem
chodnikiem w stronę naszego domu. Zobaczyłem grupkę chłopaków. Głośno się
śmiali i przeklinali. Wszyscy spojrzeli w moją stronę.
-
No proszę, proszę – powiedział jeden. Znałem ten głos.
-
Nasz stary kolega, dawno się nie odzywałeś – powiedział Martin.
-
Sorry chłopaki muszę lecieć – mruknąłem, nie miałem zamiaru kiedykolwiek wracać
do tego towarzystwa, dzięki któremu miałem skandal za skandalem, o mało mnie
nie aresztowali, a papieros praktycznie nie opuszczał moich ust, na szczęście
chłopcy z zespołu mi pomogli.
-
No nie gadaj nie widzieliśmy się wieki temu – James wyciągnął paczkę papierosów
i podłożył mi pod nos zachęcająco.
-
Nie dzięki – odsunąłem jego rękę.
-
Czyli to już koniec fajnego Zayn’a? – spytał Martin, ścinając mnie wzrokiem.
-
Słuchajcie muszę iść – mruknąłem i chciałem już iść, ale James mnie zatrzymał.
-
Spotkajmy się jutro, jest fajna impreza w naszym ulubionym klubie. Przyjdziesz?
– stałem tak przez chwilę nie wiedząc co mam odpowiedzieć. Martin zaczął
patrzyć na mnie prześmiewczo.
-
Dobra przyjdę – będę tego żałował, dodałem w myślach.
-
No to do zobaczenia – zaśmiali się – twój numer nadal aktualny? – pokiwałem tylko
głową i odszedłem.
*******
Wszedłem po cichutku do domu, aby nikogo
nie obudzić, ale okazało się, że było to w ogóle nie potrzebne. Wszystkie
światła były zapalone, z łazienki dochodziły nieprzyjemne odgłosy rzygania.
Nagle Liam pojawił się w przedpokoju.
-
Gdzie ty byłeś? – był wkurzony.
-
U Grace. Wszystko gra? – zmieniłem temat.
-
Louie rzyga, jest upity jak cholera. Harry musi go trzymać, aby trafiał w
muszlę... – skrzywiłem się i nawet nie zbliżałem do łazienki.
-
A Niall śpi? – spytałem.
-
Nie. Ogląda coś w telewizji – mruknął i poszedł do łazienki. Zdjąłem buty i
kurtkę i wszedłem do salonu. Niall siedział rozwalony na kanapie, a w ręku
trzymał butelkę piwa. Spojrzał na mnie i się zaśmiał.
-
No ładnie, ładnie... Co było przyjemnie? – rzuciłem w niego poduszką – Ej!
Tylko się pytam.
-
Dla twojej wiadomości do niczego nie doszło. Grace nie chce się spieszyć –
odpowiedziałem.
-
Boże laski potrafią zmienić faceta – nie patrzył się już na mnie tylko na
telewizor.
-
Ja przynajmniej nie ukrywam swoich uczuć do swojej przyjaciółki – odgryzłem się,
a on szybko odwrócił głowę w moją stronę.
-
Co chcesz przez to powiedzieć?
-
Że boisz się wyznać Ellie co do niej czujesz. Ktoś ci ją zgarnie z przed nosa,
więc lepiej się pospiesz – odpowiedziałem.
-
Ona traktuje mnie tylko jako przyjaciela i nic więcej – burknął – po za tym co ona
niby mogłaby we mnie widzieć – nie dał mi szansy aby cokolwiek powiedzieć, bo
wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszałem trzask drzwiami. Wiedziałem jak
zmotywować go do działania. Ruszyłem po schodach do sypialni Irlandczyka.
``````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````
Rozdział beznadziejny, przepraszam, ale ostatnio nie mam w ogóle pomysłów i czuję, że to opowiadanie powoli zaczyna być nudne...
No nic jak widzicie pojawiła się nowa postać, piszcie co o niej myślicie. Proszę komentujcie jak zawsze, chcę znać wasze opinie :)
Czuję taki cudowny spokój po tych egzaminach, że nawet nie macie pojęcia. Nawet nie poszło mi źle oprócz części przyrodniczej, o której wole się nawet nie wypowiadać. Najdziwniejsze we wszystkim jest to, że matma dla mnie była prosta. ;) a jej obawiałam się najbardziej.