piątek, 17 lutego 2012

11.


Byliśmy na Hawajach już miesiąc. Było cudownie. Ivy i Logan się pogodzili, Scott i July tak samo. Przyniosło mi to ogromną ulgę, co prawda wciąż nie chcieli mi powiedzieć, o co chodzi. Jasne po co mi mówić. Ja i Jev staraliśmy się nie myśleć o Tory, udawaliśmy jakby nie istniała... Jev nauczył mnie surfować, okazało się, że on też umie. Ten chłopak coraz bardziej mnie zadziwia.
                Siedziałam na plaży patrząc na chowające się słońce za oceanem, będę za tym tęskniła, ale za niczym tak nie tęsknię jak za Jason’em i Abey. Pisałam z nimi codziennie, ale to nie wystarczało, chciałam się przytulić do Abey, a z Jason’em powygłupiać. Ja i Ivy oddaliłyśmy się od siebie, było mi smutno, brakowało mi mojej przyjaciółki. Nie mówiła mi o czymś i wciąż mnie unikała. Nagle z moich rozmyślań wyrwała mnie sama Ivy:
- Co ty taka smutna siedzisz? – usiadła koło mnie, wystarczyło, że na mnie spojrzała i już wiedziała o co mi chodzi. Głośno westchnęła, a potem zaczęła opowiadać. Zaczęła od tego jak się zachowywała, kiedy wyjechałam z Chicago. Trochę mnie to zaskoczyło. Potem powiedziała mi o tym co naprawdę się wydarzyło wtedy na imprezie. Łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Przytuliłam się do niej i pocałowałam w policzek. Chyba ją tym zaskoczyłam.
- Spodziewałam się innej reakcji – powiedziała jeszcze bardziej się do mnie tuląc.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i jestem wyrozumiała. Dobrze, że powiedziałaś o wszystkim Logan’owi i July. Szkoda, że ja o niczym nie wiedziałam...
- Przepraszam, ale byłam przekonana, że cię zawiodę...
- Daj spokój.
                Siedziałyśmy tak jeszcze, w końcu zaczęłyśmy się śmiać ze wszystkiego jak to zawsze, wszystko wracało do normy...
- Dziewczyny idziemy na imprezę do tego klubu i bez gadania! – krzyknął do nas Logan z tarasu.
                Poszliśmy do tego całego klubu. Nie za bardzo mi się chciało iść, ale Jev zrobił tan swój nieziemski wzrok i musiałam pójść. DJ puszczał najnowsze hity, a wszyscy dobrze się bawili. Troszkę wypiłam, ale nie było ze mną źle. Po prostu wszystko wydawało się piękne. Poszłam tańczyć, jakiś koleś do mnie dołączył uśmiechnęłam się, przetańczyliśmy chyba z dwie piosenki. W końcu powiedziałam, że mam dość.
- J... ma ...ę – powiedział nie wyraźnie, muzyka nie pozwalała nam przeprowadzić normalnej rozmowy. Przyjrzałam się chłopakowi, był nawet przystojny. Miał krótko ścięte blond włosy. Miał może z dwadzieścia pięć lat.
- Przepraszam co powiedziałeś?! – krzyknęłam.
- CO?! – nic nie słyszał – pójdziemy pod łazienki tam jest trochę ciszej! – krzyknął mi do ucha.
- OK! – pokiwałam głową, a on mnie wziął za rękę i zaprowadził. Doszliśmy pod łazienki, gdzie nie było ani jednej żywej duszy.
- Jestem Ryan, a ty? – zaczął naruszać moją przestrzeń osobistą.
- Victoria – powiedziałam cicho. Zbliżał się do mnie, a ja się cofałam, aż wpadłam na ścianę.
- Ładne imię... – uśmiechnął się, zaczął mnie całować, próbowałam się wyrywać, ale chwycił mnie za nadgarstki.

                                      {perspektywa Jev’a}

                Siedziałem z Ivy i Loganem, którzy okazywali sobie za dużo czułości.
- Wynajmijcie pokój – powiedziałem, a oni nawet na mnie nie spojrzeli. Wstałem i poszedłem do baru. Ktoś mnie postukał w ramię. Obróciłem się.
- Jev musimy pogadać – Tory wydawała się jakaś przejęta, wyglądało to dosyć prawdziwie... – proszę Jev to ważne.
- Dobrze – oznajmiłem w końcu.
- Chodźmy w bardziej ciche miejsce, może pod łazienki?
- Ok – odpowiedziałem krótko.
                Byliśmy już praktycznie pod łazienkami, zaczęła swoje przemówienie:
- Chciałam cię przeprosić za wszystko, po to tu głównie przyjechałam. Przez te wszystkie lata zachowywałam się okropnie. Tak mi przykro. Zmieniłam się. Naprawdę... – nie wiedziałem co mam powiedzieć i co zrobić. Nie było widać żeby udawała. Może powinienem jej wybaczyć. Druga szansa... Można by spróbować.
- Może powinienem dać ci druga szansę...
- Naprawdę?! – przytuliła się do mnie, chyba naprawdę się zmieniła – jest jeszcze jeden powód dla którego tu przyjechałam... ale tu głośno chodźmy pod te łazienki – poszliśmy, a tam zobaczyłem całującą się Victorię z jakimś facetem.
- O tym właśnie chciałam ci powiedzieć, ona jest zupełnie inna niż ci się wydaję... – powiedziała. Wyszedłem.

                               {perspektywa Victorii}

                Boże co za nachalny ćwok! Kopnęłam go tam gdzie światło nie dochodzi, pisknął jak jakaś baba.
- Zwariowałaś?!
- Trzeba się było na mnie nie rzucać – minęłam go i weszłam do łazienki, popatrzyłam w lustro. Nie wyglądałam źle... Rozmasowałam moje biedne nadgarstki. Do łazienki weszła Tory. Można było powiedzieć o niej jedno słowo, śliczna. Czarne proste włosy sięgały jej praktycznie do pasa, miała na sobie czarną krótką sukienkę przez co można było zobaczyć jej smukłe nogi. No, ale wiadomo jej wnętrze było trochę inne. Pozory mylą...
- Kogo my tu mamy, dziewczyna mojego braciszka, a może raczej była... – popatrzyła do lustra i poprawiła włosy.
- Niby czemu była?
- No po tym jak zabawiałaś się z moim kolegą, raczej nie będzie chętny do dalszego „bycia razem”.
- Co? On to wszystko widział?! – wyszłam z łazienki szukać Jev’a, ale niestety Tory ruszyła za mną.
- Nie wiem czy ci wybaczy... Chociaż mi uwierzył, kiedy zagrałam skruchę. O tak lekcje aktorstwa się przydały – zatrzymałam się i odwróciłam się w jej stronę.
- Co takiego?!
- No braciszek mi wybaczył, nie masz pojęcia jak się cieszę. No, ale musiałam ciebie usunąć, bo jeszcze byś wmówiła, że jestem zła. Muszę najpierw udobruchać Jev’a, aby dostać się do pieniędzy jego ojca – uśmiechnęła się niewinnie. Nie mogłam na nią patrzeć. Kolejne świństwo z jej strony, w dodatku Jev jej przebaczył...
- Ty suko!! – nie wytrzymałam i jej przywaliłam prosto w ten jej zadarty nosek, co za szczęście, że noszę pierścionki...
- Victoria!! Co ty wyprawiasz?! – nagle z nikąd pojawił się Jev, wnioskując po jego minię widział tylko jak przywalam Tory, która teraz udawała płacz i pobiegła się przytulić do mojego chłopaka.
- Mówiłam ci, że jest zupełnie inną osobą. To całe jej zachowanie przy tobie to tylko gra! – wybuchła jeszcze większym „płaczem”.  Jev popatrzył na mnie groźnym wzrokiem, przytulił mocniej Tory. Najlepsze, że Ivy i cała reszta wszystko widziała... 


No i jest 11... Wyłączyli mi internet na chwilę akurat jak chciałam dodać rozdział, myślałam, że im coś zrobię. Historia powoli się kończy. 
Komentujcie czy się podobało czy nie!!! :D Proszę to dla mnie naprawdę ważne!!!
 
 

3 komentarze:

  1. git pisz wiecej niz 15 rozdziałów bo codziennie czytam. Pliiiiiiiiz~!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę Ci, że pomimo tego wszystkiego poświęcasz tyle czasu na pisaniu bloga. Naprawdę. Jest cudowny <3

    OdpowiedzUsuń