niedziela, 26 lutego 2012

15.


- Wracasz ze mną? – zapytałam Ivy.
- Nie zostanę na tej dodatkowej matmie... – zdziwiłam się, właściwie jeszcze trochę, a moje oczy wypadłyby z moich oczodołów.
- Ty i matma? Ahaha! – zaczęłam się śmiać.
- No co? Mam słabe oceny, muszę się podlizać nauczycielowi – oburzyła się.
- Ok. Jak chcesz to pa! – pożegnałam się i skierowałam w stronę wyjścia. Na murku przed szkołą siedział Sam. Czy ten koleś nie ma nic do roboty? Może jest gwałcicielem i tylko udaje takiego milutkiego... Ten niewinny wzrok... O tak on jest podejrzany... Przymrużyłam oczy. Siedzenie w szkole siedem godzin nie wpływa dobrze na moją psychikę. Już się boję co Ivy będzie robiła, kiedy wróci do domu... Jak ostatnio musiała spędzić dziewięć godzin w szkole to zastanawialiśmy się czy nie posłać jej na pogotowie. Próbowałam po cichutku przejść koło Sam’a. Może mnie nie zauważy...
- Victoria! – krzyknął. Cholera.
- Sam, hehe – zrobiłam minę leniwca.
- Odprowadzę cię, przy okazji Jason odda mi moją płytę – uśmiechnął się.
- Jason jest uu... u ortopedy... A ja nie wiem, gdzie on ma tą twoją płytę w tej otchłani brudu – na samą myśl o pokoju Jason’a miałam odruchy wymiotne.
- To trudno, ale odprowadzę cię tak czy siak – zaśmiał się.
- Hehe...
                Szliśmy w niezręcznej ciszy. Miałam już go dość. Taki Jev nigdy mi się nie nudził. Głośno westchnęłam.
- Mówiłaś coś?
- Nie, nie... Musiałeś się przesłyszeć – wszystko się między nami zepsuło... Kiedyś byliśmy super przyjaciółmi, a teraz... Porażka.
                W końcu doszliśmy do domu.
- No to jesteśmy – uśmiechnął się – to ja będę się zbierał. Na razie.
- Ta cześć... – starałam się uśmiechnąć. Weszłam do domu i od razu skierowałam się do siebie do pokoju. Przebrałam się z tego przeklętego mundurka. Od razu lepiej się poczułam w startych dżinsach i dużej bluzie. Ubrałam tenisówki i wyszłam na dwór. Skierowałam się w stronę plaży. Zaczęła padać lekka mżawka. Założyłam kaptur. Chodziłam po plaży rozmyślając o wszystkim. Oczywiście najczęściej myślałam o Jev’ie. Z jednej strony tak za nim tęskniłam, a z drugiej coś mi mówiło, że to już skończony rozdział.
                Chodziłam po plaży aż się ściemniło. Poszłam do parku. Zobaczyłam Tory gadającą z kimś. Ojejuniu. Schowałam się za drzewem i dokładnie przyjrzałam z kim tak konwersowała. To był Sam. Ojejuniu razy dwa. Zaczęli się całować. Zamarłam. Więc to tak. Tak coś czułam, że on nie jest w porządku... Uciekłam stamtąd.
                Dawno nie biegałam, więc postanowiłam pobiec do domu. Nie miałam daleko. Znalazłam się pod domem. Weszłam do środka. Usłyszałam głos Abey rozmawiała z jakąś kobietą, weszłam do kuchni, żeby się przywitać.
- Victoria. – powiedziała kobieta, a ja zamarłam. Znałam tą kobietę ze zdjęć, które pokazywała mi moja babcia.


Dzisiaj trochę krótszy. Rozdziałów będzie około 18, mam już zaplanowane jak zakończę to opowiadanie.
Jak zawsze proszę KOMENTOWAĆ :D
 
 
               

3 komentarze:

  1. Trochę króciutki :( Ale i tak super :D Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ojejuniu razy dwa, hahahaha<3
    fajnie, fajnie ale proszę o więcej JEVA! :D
    :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się: WIĘCEJ JEV'A ♥
    Krótki, krótki, krótki. Ale za to nie mam dużo czytania, haha :D

    OdpowiedzUsuń