piątek, 3 lutego 2012

3.



                Nadszedł dzień wycieczki, ja i Ivy miałyśmy zbiórkę o 7.00, więc nie byłyśmy z tego zbytnio zadowolone, pocieszeniem było to, że mogłyśmy ubrać zwykłe ubrania. Było trochę zimno, więc ja ubrałam przetarte jeansy rurki, botki na płaskim obcasie i luźny sweter przez głowę. Ivy ubrała też jeansy, ale do tego trampki i luźną bluzę. Byłyśmy na styk. Jechaliśmy pociągiem, nawet przez niedługi okres poznałyśmy z Ivy parę osób z równoległej klasy: July, Braisona i Jacka, byli naprawdę fajni. Jev się do nas nie przysiadł, nie żebym się tym przejmowała. Dojechaliśmy do miasta. Na dworcu powiedzieli nam, że możemy wstąpić do sklepu jeśli chcemy coś zjeść. Poszło parę osób w tym ja, Ivy została razem z July i jej kolegami, wracając ze sklepu pomyślałam, że wstąpię do łazienki. Gdy wychodziłam zobaczyłam Jeva, który też wychodził z łazienki.
- Śledzisz mnie?
- A co chciałabyś? – uśmiechnął się do mnie. Okej przyznaję od jego uśmiechu nogi trochę miękły...
- Dobra wracajmy do grupy – powiedziałam szybko. Poszliśmy w stronę miejsca zbiórki, ale nikogo tam nie było – no nie mów, że nie zauważyli, że nas nie ma?!
- Cóż może to i lepiej. Chcę ci się łazić z przewodnikiem tam i z powrotem?
- No dobra to co w takim razie będziemy robić?
- Tam jest jakaś kawiarenka napijemy się czegoś dobrego i będzie fajnie – wskazał palcem budynek naprzeciwko dworca. Poszliśmy w stronę kafejki, a mnie zastanawiało, dlaczego Ivy nic z tym nie zrobiła, nie powiedziała, że jeszcze mnie nie ma, poznała kogoś nowego i już o mnie zapomniała?
                Weszliśmy to kafejki, która było przytulnie urządzona. Zamówiliśmy sobie po kawie i usiedliśmy przy stoliczku w rogu.
- O której jest pociąg powrotny do Middletown?
- O 16.00, a jest 10.40... – odpowiedziałam.
- No to sobie posiedzimy, pogadamy... – spróbowałam zadzwonić do Ivy, ale nie odbierała, żeby aż tak mnie olewać? Rozmawialiśmy przez dwie godziny. Postanowiliśmy, że zobaczymy co jest w okolicy.
- To co dalej mnie nie lubisz? – zapytał nagle Jev.
- Nigdy nie powiedziałam, że cię nie lubię... – uśmiechnął się do mnie, a ja nagle dostałam czkawki, a on zaczął się ze mnie śmiać.
- Ej to nie jest śmieszne – znów czknęłam. Objął mnie w pasie, trochę dziwnie się poczułam, ale nie odsunęłam się, szliśmy, tak więc było nawet miło. Poszliśmy do paru sklepów, a potem do parku usiąść na trochę, gadaliśmy chwilę, minęło trochę czasu aż postanowiliśmy wrócić na dworzec, wstałam z ławki, on też nagle chwycił mnie za rękę i przyciągnął mnie do siebie, a nasze usta się zetknęły, w życiu całowałam się może z dwa razy, ale to było co innego... Odsunęłam się od niego, a on spojrzał na mnie dziwnie. Poczułam się dosyć niezręcznie i tak zleciało do 15.40, więc postanowiliśmy wrócić na dworzec żeby zaczekać na grupę. W końcu przyszli, a my dołączyliśmy do nich jak gdyby nigdy nic, nauczyciele nic nie zauważyli. Znalazłam Ivy i zapytałam:
- Dzwoniłam do ciebie, zauważyłaś może, że zniknęłam?
- No jasne, dlaczego miałabym nie zauważyć?
- To dlaczego nie odbierałaś?
- No wiesz zauważyłam, że Jeva też nie ma, więc pomyślałam sobie, że zostaliście specjalnie razem – mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
- Za kogo ty mnie masz?
- Uwierz mi, że nic nie straciliście – doszedł do nas nagle Jev – praktycznie spaliśmy na stojąco...  - Dziwnie się czułam przy Jevie po tym wszystkim. Mam nadzieję, że nie słyszał dlaczego Ivy nie odbierała moich telefonów... Wracaliśmy pociągiem, zaczął padać deszcz koło mnie siedziały Ivy i July, a naprzeciwko nas Braison i Jack nawet Jev siedział do nas dołączył czułam się bardzo niezręcznie, a jemu się to chyba podobało.
                Następnego dnia w szkole była przerwa na lunch, poszłam po drodze do szafki odłożyć książki nagle ktoś mnie uszczypnął w bok, aż podskoczyłam. Zobaczyłam, że to Jev.
- Co tam? – zachowywał się jakby wczoraj nic nie zaszło.
- Dobrze – odpowiedziałam krótko.
- Może poszlibyśmy, gdzieś w piątek... – zaczął bawić się moją marynarką, a ja popatrzyłam na niego pytająco.
-W piątek w parku jest ten festyn, więc pomyślałem, że moglibyśmy tam pójść razem. Będzie też parę moich przyjaciół.
- To może moi przyjaciele też będą mogli przyjść?
- No dobra skoro chcesz. To o szóstej przed parkiem? – zapytał, a ja pokiwałam głową. Poszłam na stołówkę i usiadłam koło Ivy i Jasona, July też się dosiadła. Zapytałam ich czy chcą iść na ten festyn, Ivy i July powiedziały, że chętnie pójdą, ale Jason i jego koledzy powiedzieli, że się im nie chce. Nie wiem, co ten Jev kombinował, ale zachowywał się dosyć dziwnie...

3 komentarze:

  1. ; ) Fajny rozdziała czekam na następny ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny :) nie poznałabym, że to twój pierwszy blog ;d czekam na kolejny rozdział ;)
    I zapraszam do mnie: http://enjoy-fullness-of-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jev mnie coraz bardziej intryguje. Jedna z moich ulubionych postaci, chociaż na początku mnie denerwował, haha. Przyzwyczaiłam się do blogów o One Direction, ale jednak dobrze jest poczytać teraz jakiś, w których są wymyślone postaci ;)

    OdpowiedzUsuń