środa, 15 lutego 2012

10.


Ktoś zaczął mnie lekko szturchać. Któż ma czelność mnie budzić?
- Vic, skarbie dojechaliśmy. Przysnęło ci się, pewnie chce ci się siku – powiedział Jev.
- Co gdzie dojechaliśmy, jakie siku? – ocknęłam się.
- Jesteśmy w Honolulu, a przed zaśnięciem mówiłaś, że chce ci się do łazienki – powiedział spokojnie.
- A tak. Przepraszam – uśmiechnęłam się do niego i wyszłam z samochodu staliśmy na jakimś parkingu – gdzie jesteśmy?
- Pod restauracją, pomyślałem, że zgłodniałaś, a nawet jeśli nie ja jestem głodny jak byk, więc idziesz czy tego chcesz czy nie – wzruszyłam tylko ramionami i ruszyliśmy w stronę knajpy. Słońce mocno świeciło. Byłam trochę rozespana. Głośno ziewnęłam. Nie chcę wiedzieć jak wyglądały moje włosy. Chyba mam lekką obsesję na ich punkcie. Było trochę zimno, miałam na sobie tylko bluzkę z krótkim rękawkiem. Jev niósł w ręce bluzę, wyrwałam mu ją i ubrałam. Nie zbyt się tym przejął. Weszliśmy do środka, wnętrze było przytulnie urządzone w typowo hawajskim stylu. Jev poszedł zająć miejsce na zewnątrz, a ja poszłam do łazienki. Zjedliśmy coś w stylu lunchu, było dopiero dwunasta.
- Pamiętasz nasz zakład? – zapytałam.
- Oczywiście, więc masz już pomysł?
- Hmm – zaśmiałam się złowieszczo.

                                                                                             *****
- Na serio myślałem, że będzie coś gorszego – powiedział Jev – mam po prostu biec po ulicy i krzyczeć, że jestem wariatem?
- Tak – odpowiedziałam, pomysł był taki sobie, ale mnie męczył, więc musiałam wymyślić coś na szybko.
                Jev się przygotował, a ja poszłam jakieś sto metrów dalej, gdzie stała budka z shake’mi. Nagle usłyszałam, drącego się Jev’a, który biegł w moją stronę:
- JESTEM WARIATEM I KOCHAM VICTORIĘ!!! – krzyczał, a ja zaczęłam się śmiać. Dobiegł do mnie, chwycił za brzuch i podniósł. Zaczęłam się jeszcze bardziej śmiać. Cały dzień minął bardzo szybko. Przez trzy godziny siedzieliśmy na plaży, potem poszliśmy zjeść jakiś obiad, Jev mówił, że zabierze mnie do najlepszej restauracji w mieście, ale się zgubiliśmy i skończyło się na McDonaldzie... Mnie to nie przeszkadzało, ale Jev był zły, bo „chciał mnie zabrać do świetnej restauracji”. Gdy tak siedzieliśmy w Mac’u, Jev powiedział nagle, że coś dla mnie ma.
- Co prawda nie ma za bardzo nastroju, ale i tak ci to dam – wyciągnął srebrny łańcuszek z malutkim serduszkiem.
- Jev... Jest śliczny... – powiedziałam, a on wstał i zapiął mi go na szyi. Po czym pocałował mnie w policzek. Po McDonaldzie poszliśmy jeszcze przejść się po mieście, gdzie zeszło nam do około ósmej wieczorem.
                Pojechaliśmy do hotelu, który stał przy drodze. Był to jeden z tańszych hoteli, więc wnętrze nie było jakieś zachwycające, ale wszystko było zadbane. Weszliśmy do naszego pokoju, oczywiście było tylko jedno łóżko. Rzuciłam torbą na fotel wyciągnęłam moją piżamkę, czyli koszulkę Jeva i stare spodnie dresowe. Poszłam do łazienki się umyć. Gdy już byłam gotowa weszłam z powrotem do pokoju.
- Boże ileż można siedzieć w łazience – Jev narzekał. Od razu wszedł do łazienki. Wzruszyłam ramionami, rozścieliłam łóżko i wskoczyłam pod mięciutką kołdrę. Wzięłam pilota i włączyłam telewizor. Po paru chwilach wszedł Jev oczywiście bez koszulki.
- Mama nie kupiła ci koszulki? – zapytałam.
- Kupiła, ale ktoś wszystkie mi ukradł... – popatrzył się na mnie, a ja zaśmiałam się pod nosem. Położył się koło mnie – męczący dzień.
- No, a jutro będziemy musieli wrócić do tych osłów – powiedziałam.
- Jeśli ich zostawimy na dłużej samych może się to źle skończyć.
- No tak, no tak...
                Oglądaliśmy jakiś durny film, z którego śmialiśmy się jak głupi. Następnie obejrzeliśmy jakiś film science-fiction, gdy pojawili się UFO zaczęłam się śmiać. Nie wiem czemu, ale horrory i filmy o UFO mnie rozśmieszają bardziej niż komedie. Było koło dwunastej, więc postanowiliśmy pójść spać. Jev wtulił się w moją szyję. Gadaliśmy jeszcze ciągle się chichrając. Dostaliśmy lekkiej głupawki i śmialiśmy się dosłownie ze wszystkiego. Jev powiedział, że śmieję się jak szczęśliwy bóbr o poranku. W końcu około pierwszej w nocy zasnęliśmy.


Jak zawsze proszę KOMENTUJCIE!!
 Myślę, że rozdziałów będzie maksymalnie 15. A potem zacznę nowe opowiadanie z 1D. Mam już pomysł. :D
 

7 komentarzy:

  1. A czemu tylko 15? Też coś podobnego mówiłam jak miałam ok 10 rozdziałów xD Rozdział świetny jak zawsze i czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. 15 ?! Ja chyba rypnę sobie . zaczęłam dziś czytać i mnie wciągnęło.! . Ratuje Cię tylko to, że dodasz kolejne :) .

    jest cuudownie, obserwuję i zapraszam do mnie ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. 15? Nie, na pewno będzie więcej. "Szczęśliwy bóbr o poranku" świetny tekst, zakrztusiłam się kakaem ;d Czekam na kolejny rozdział ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. bahaha, szczęśliwy bóbr o poranku, kocham te twoje teksty. xD
    Ciebie zresztą też! <3
    dawwaj następny! i chciałaś powiedzieć 150, a nie 15! :)
    <3333

    OdpowiedzUsuń
  5. fajnie tu u cb <33 zapraszam do mnie na opishowy.blog.onet.pl i http://winterfreshx83.tumblr.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Boskie opowiadanie.. 15 ? Ja się nie zgadzam xD

    Zapraszam do mnie http://nochybanienormalnienienormalna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział wywołał na mojej twarzy wielkiego banana, nie wiedząc czemu. Po prostu jest taki słodki ♥

    OdpowiedzUsuń