sobota, 4 lutego 2012

4.


                Nadszedł piątek wróciłyśmy z Ivy do domu i od razu pobiegłyśmy do mojego pokoju, było koło trzeciej, Ivy przeżywała to wszystko, jak mrówka okres.
- Dlaczego powiedziałaś mu, że nas też weźmiesz? Chłopak tu się nastawia na randkę, a ty mówisz, że nas też chcesz wziąć? – Ivy gadała i chodziła tam i z powrotem.
- Ale on też bierze kolegów nie chciałam się czuć samotnie... – Gdy Ivy usłyszała moje słowa zatrzymała się i poprawiła.
- To znaczy, że ja też muszę się ładnie ubrać... – Zaczęłam się z niej śmiać – Okej trzeba ci wybrać jakieś ładne ciuchy.
                Ivy przeszukała moją szafę i swoją walizkę dla mnie wybrała brązowe rurki, buty czarne wiązane, a na górę jeansową kurtkę, ona ubrała szare jeansy i sweter rozpinany. Zeszłyśmy na dół oznajmiając Abey, że wychodzimy, ona się zgodziła, pod warunkiem, że nie wrócimy późno. Zrobiło się po piątej, więc wyszłyśmy, była połowa września więc nie było nawet tak zimno, ale i tak ja wzięłam dodatkowy sweter, a Ivy skórzaną kurtkę. Po drodze spotkałyśmy July doszłyśmy pod park a Jev i jego kumple już na nas czekali, poczułam się na chwilę niepewnie, więc uszczypnęłam porozumiewawczo Ivy, na co ona się uśmiechnęła.
- Cześć wam – przywitał się Jev – no więc to jest Logan – wskazał na chłopaka, który miał brązowe, krotko ścięte włosy – a to Scott – wskazał na chłopaka o blond włosach – a to Victoria, Ivy i July.
                Po przedstawieniu się sobie poszliśmy do parku, gdzie odbywał się festyn, po zwiedzaliśmy trochę. Ivy ciągle się śmiała z Logana żartów, a jemu bardzo się to podobało. Scott dostał smsa, że u kogoś jest impreza. Jev spojrzał na nas pytająco. Była dopiero 19.30, więc w sumie mogłybyśmy pójść.
- Możemy iść, czemu nie – powiedziałam.
- Okej no to chodźmy – powiedział Logan, dom, w którym była impreza był niedaleko, więc szybko doszliśmy. Na zewnątrz było słychać głośną muzykę. Weszliśmy do środka, gdzie roiło się od ludzi. Od razu dostaliśmy do ręki piwo. Scott i July gdzieś znikneli, a Ivy poszła tańczyć z Loganem. Jasne zostawcie mnie samą, pomyślałam.
- Zaraz wrócę, za dwie minuty jestem – powiedział Jev i zniknął. Zostałam sama, jak palec. Postanowiłam, że poczekam na niego. Minęło z jakieś dziesięć minut, a jego dalej nie było. Wypiłam już cały kubek mojego piwa, więc chwyciłam następny i poszłam w głąb domu, szukałam jakiegoś ustronniejszego miejsca. Byłam zła, że się jednak zgodziłyśmy na to, żeby pójść. Chociaż one świetnie się bawiły. Zachciało mi się pić, w kącie salonu znalazłam stolik z napojami. Oczywiście jedynie piwo. Wzięłam następny kubek i poszłam szukać kuchni. Znalazłam ją, gdzie było tylko parę osób. Nagle jeden z kolesi do mnie zagadał:
- Ej laska napijesz się z nami czegoś mocniejszego?
- Nie dzięki.
- Oj no przestań. Drinki mojego wyrobu są najlepsze.
- Wolałabym jakąś colę – powiedziałam, a oni mnie wyśmiali.
- Widzę, że mamy tutaj grzeczną dziewczynkę! Chodź, rozluźnij się, nie będziesz żałowała. Boisz się?
- Nie, nie boję się – podeszłam do nich i napiłam się jego „drinku”, a później tak leciało, aż się rozluźniłam. Śmiałam się z moimi ziomkami, gdy nagle ten snob Jev przyszedł:
- Szukałem cię wszędzie.
- Czekałam na ciebie, ale ty nie raczyłeś się pojawić – nagle czknęłam – mój ty króliczku – Jev popatrzył się na mnie i pociągnął mnie za rękę – na razie ziomy – krzyknęłam do moich kumpli, czułam jakbym leciała, było mi tak przyjemnie ciepło i wszystko wirowało wokół mnie. Jev ciągnął mnie po schodach. Zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju i posadził na łóżku.
- Wiesz Jev życie jest takie piękne – czknęłam.
- A ty jesteś pijana.
- Oj tam zaraz pijana, jest mi po prostu wesoło, a ty mały nieszczęśliwcu nie umiesz się po prostu dobrzeee bawić – szturchnęłam go i czknęłam.
- Tak, tak – powiedział, a ja chwyciłam go za włosy.
- Ale masz mięciutkie włosy, wydawały się takie szorstkie, ale nie są haha!- Rozczochrałam mu włosy.
- Myślę, że powinnaś się położyć na chwilkę.
- Tak jest oficerze! – Jev zaczął się śmiać.
- No to kładź się.
- Teraz?! Tam jest impreza, a ja mam spać? Oszalałeś? – chuchnęłam na niego.
- Łoho ktoś tutaj troszeczkę przesadził – skrzywił się.
- Zanim pójdę spać, mam pewne pytanko – czknęłam – dlaczego mnie wtedy pocałowałeś co? Ciekawi mnie to od dłuższego czasuu...
- Hm... – Jev uśmiechnął się pod nosem.
- No powiedz mi! – Spoliczkowałam go po przyjacielsku.
- Cóż po pijanemu siły to ty nie masz...
- A może chciałbyś mnie teraz pocałować, co?
- Okej biorę cię do domu, teraz słuchaj trzymasz się cały czas mojej ręki i nie puszczasz dobra?
- Tak jest oficerze!
                Zeszliśmy na dół znaleźliśmy Ivy, July, Scotta i Logana.
- Musimy wracać ktoś tutaj troszkę przesadził... – Powiedział Jev, a ja czknęłam i się zawstydziłam.
- Masz rację, trzeba iść – powiedziała Ivy.
               
                                                                                       ****
                                                                        (perspektywa Jasona)

Była dwunasta w nocy Ivy i Vic jeszcze nie było. Dobrze, że o ósmej mama pojechała na nocną zmianę, bo by się im nieźle dostało. Nagle usłyszałem otwieranie drzwi, pierwsza weszła Ivy miała nieciekawą minę, rozglądała się za Abey.
- Spokojnie jest na nocnej zmianie – powiedziałem, a ona odetchnęła z ulgą. Nagle za nią wpadła Victoria pełna w skowronkach i tańcząca, krzycząc, że jest jakąś rusałką, za nią wszedł Jev.
- O co chodzi? – Zapytałem.
- Poszliśmy na imprezę i zostawiłem ją dosłownie na pięć minut prosząc by poczekała, wracam, a jej nie ma. W końcu znalazłem ją z jakimiś kolesiami i była już upita – wyjaśnił Jev.
- Jej niestety nie można zostawiać na pięć minut, wiem to, bo spotkało mnie coś podobnego – powiedziałem. Nagle Victoria zrzygała się na podłogę.
- No tak, zaczęło się – powiedziałem i dziękowałem Bogu, że mama jest na zmianie.
                Skończyło się na tym, że Ivy trzymała włosy Victorii, kiedy ona siedziała nad kiblem. Znalazłem jakąś gumkę i podałem Ivy, która szybko związała włosy Vic, ale i tak musiała ją trzymać, żeby wymiotowała wyłącznie do kibla. Wyszedłem z łazienki i poszedłem do kuchni, gdzie Jev robił herbatę Victorii, a ja wziąłem się za sprzątanie jej wymiocin z podłogi, co za zabawa. Parę chwil później Victoria leżała na kanapie, a głowę miała położną na kolanach Ivy i popijała herbatę zrobioną przez Jeva. Było około wpół do drugiej.
- Okej ja będę się zbierał – powiedział Jev.
- Rodzice cię zabiją – powiedziała Ivy.
- O to się nie martw, oni nie za bardzo zwracają uwagę, o której wrócę – powiedział, zabrał kurtkę i wyszedł.
- O której Abey kończy dyżur? – Zapytała Ivy.
- O czwartej, więc chodźmy lepiej już spać – powiedziałem i wziąłem Vic na ręce i zabrałem ją do jej pokoju i położyłem na jej łóżku. Dobrze, że Ivy umyła ją i ubrała w czysty dres, nie śmierdziała już gorzelnią. Ivy też już przebrana położyła się koło niej. A ja poszedłem do siebie.






2 komentarze:

  1. Fajny :) Vic rozwaliła mnie tą rusałką xd Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że starasz się pisać również w perspektywie innych bohaterów. Bardzo ten rozdział mi się podoba. Jak melanż, to melanż, haha ♥

    OdpowiedzUsuń