wtorek, 14 lutego 2012

9.


                                                                                   {perspektywa Jeva}

                Po opowiedzeniu Victorii o Tory, nie rozmawialiśmy więcej. Po jej twarzy widać było, że jest zła. Doszliśmy do domu, a Vic wzięła ode mnie zakupy i od razu wzięła się za rozpakowywanie ich. Chciałem pomóc, ale powiedziała, że sobie poradzi. Westchnąłem, samo pojawienie się Tory wszystko psuje. Vic wkładała jogurty do lodówki, podszedłem i przytuliłem ją od tyłu i pocałowałem w szyję. Zamknęła lodówkę i obróciła się do mnie przyciągnąłem ją do siebie i zaczęliśmy się całować.
- Błagam, zaraz rzygnę! – przerwał nam Logan.
- Przecież chodzisz z Ivy, to w czym ci to przeszkadza? – zapytała Vic wciąż tuląc się do mnie. Nic nie powiedział i rozwalił się na kanapie i włączył telewizor. Miał grymas na twarzy, ale to nie z powodu naszych pocałunków. Przez drzwi tarasowe weszła Ivy miała czerwone oczy widać, że płakała. Nie patrząc nawet na Logana czy na nas tylko ruszyła na górę. Usłyszeliśmy zatrzaskiwane drzwi. Wnioskuję, że się pokłócili... Popatrzyłem na Vic, a ona wzruszyła ramionami. Poszła na górę, ale po krótkiej chwili wróciła. Zapytałem ją wzrokiem, a ona tylko szepnęła, że Ivy chciała zostać sama. Do domu wszedł Scott z July też nie wyglądali na zadowolonych. Logan popatrzył na Scotta morderczym wzrokiem. July wzięła tylko bluzę i bez słowa wyszła. Scott usiadł obok Loagana na kanapie, a ten od razu wstał i poszedł na taras. Nie ma to jak przyjemna atmosfera, pomyślałem. Victoria popatrzyła na mnie porozumiewawczym wzrokiem, a ja pokiwałem głową i poszliśmy na plażę. Vic głośno wypuściła powietrze.
- Co za cudowne wakacje... – powiedziała, a ja ją przytuliłem.
- Damy radę, mam pewien pomysł.
- O co chodzi? – podniosła głowę aby na mnie popatrzeć. Te jej śliczne oczy, usta, kości policzkowe, to w jaki sposób na mnie patrzyła. Po raz tysięczny dziękowałem Bogu za tą dziewczynę.
- Może pojechalibyśmy jutro do Honolulu?
- Myślę, że wycieczka nie za bardzo wyjdzie jak oni dalej będą się tak zachowywać.
- Miałem na myśli tylko nas dwoje – uśmiechnęła się i mocniej mnie przytuliła – to jak?
- Jeszcze się głupio pytasz.
- Czyli jutro z samego rana wyjeżdżamy stąd.
- A czym my pojedziemy?
- W garażu stoi stary jeep, Scott mówił, że jest w dobrym stanie – odpowiedziałem.
                Chodziliśmy jeszcze po plaży. W końcu zaczęło się ściemniać. Byliśmy jakieś pięćset metrów od naszego domu.
- Ścigamy się? – zapytała.
- A wygrany, czyli ja, co z tego miał?
- Za bardzo sobie pozwalasz chłoptasiu. To może ten, który przegra będzie musiał zrobić coś zawstydzającego jutro w Honolulu. Co ty na to?
- Aż tak się wysoko karzesz? Bo wiesz, gdy jeszcze mieszkałem w Michigan byłem najszybszy w szkole...
- Ok zobaczymy, gotowy? – pokiwałem głową – start!
                Zaczęliśmy biec, nie wiedziałem, że jest taka szybka.

                                                                                {perspektywa Victorii}

                Biedny nie wiedział, że uwielbiam biegać. Przez chwilę biegliśmy równo, ale po chwili przegoniłam go. Gdy biegałam czułam się szczęśliwa, wszystko wydawało się lepsze. Wiatr ochładzał moją twarz, przez co dostałam jeszcze energii. Nagle Jev mnie dogonił i uśmiechnął się cwaniacko. Odwzajemniłam uśmiech i go wyprzedziłam, dobiegaliśmy już do domu. Byłam pierwsza, co prawda Jev dobiegł jakąś sekundę po mnie. Głośno oddychaliśmy.
- Boże jak ja kocham biegać! – powiedziałam zadowolona i usiadłam na schodkach naszego tarasu – taki pewny siebie byłeś!
- Mówiłaś, że... Mówiłaś, że nienawidzisz w-f’u – usiadł koło mnie.
- No bo to prawda. Ale jeżeli chodzi o bieganie to co innego.
- Cóż wymyśliłaś już czym mam się ośmieszyć?
- Jeszcze nie ale nie martw się – uśmiechnęłam się chytrze, a on mnie przytulił.

                                                                                 {perspektywa Logana}

                Wciąż myślałem o mojej rozmowie z Ivy, kiedy powiedziała mi o niej i Scocie. Byłem wściekły. W dodatku Scott to mój najlepszy przyjaciel i zrobił mi coś takiego. Owszem, gdy miałem inne dziewczyny, zdradzałem je, a potem mówiłem, że byłem pijany. Zwykle mi wierzyły. Ale z Ivy zawsze było inaczej. Wydaję mi się, że jest tą jedyną... Kocham ją, ale straciłem do niej zaufanie. Odkąd się pokłóciliśmy nie schodziła na dół. Może za bardzo się na nią wydarłem? Chyba ważne, że dowiedziałem się o tym od niej. Sama miała odwagę się przyznać. Choć nie widziałem jej tylko pół dnia już za nią tęskniłem.
                Poszedłem na górę i zapukałem do pokoju dziewczyn.
- Vic mówiłam, że chcę pobyć trochę sama! – krzyknęła za drzwi. Wszedłem do pokoju.
- To ja – powiedziałem. Siedziała na łóżku oparta o zagłówek łóżka i czytała jakąś książkę, gdy zobaczyła, że to ja odłożyła ją na bok. Usiadłem koło niej.
- Dużo myślałem i doszedłem do wniosku... Po prostu cieszę się, że sama mi to powiedziałaś – nic nie mówiła tylko położyła głowę na moim ramieniu.
- Jestem beznadziejna – powiedziała w końcu.
- Moim zdaniem jesteś najcudowniejszą dziewczyną na świecie, każdy popełnia błędy. Wybaczam ci – pocałowałem ją w czoło i objąłem ramieniem i zacząłem głaskać jej blond włosy – kocham cię i nie chcę cię stracić.
- Ja też cię kocham. July nigdy mi nie wybaczy...
- Skoro ja potrafiłem ona też to zrobi.

                                                                           {perspektywa Victorii}
                Weszliśmy do środka nikogo nie było. Trochę spokoju, pomyślałam. Poszłam do mojego ulubionego pokoju, czyli kuchni i zajrzałam do lodówki. Wyciągnęłam dwie zimne wody, jedną rzuciłam do Jeva. Nie mogę się doczekać jutra, pomyślałam.
                Atmosfera w domu trochę się poprawiła, Ivy była jakaś dziwna, omijała mnie szerokim łukiem. Wiem, że ma mi coś do powiedzenia, ale żeby to było aż takie straszne? Obudziłam się dosyć wcześnie. Poszłam się spakować, bo postanowiliśmy z Jevem, że pojedziemy na dwa dni. Wzięłam prysznic i zeszłam na dół. Jev już czekał, jak zwykle musiał wyglądać niczym grecki bóg. Muszę się czasem szczypać żeby sprawdzić czy na pewno to się dzieje na prawdę. Ja oczywiście wyglądałam jak jakiś człowiek spod mostu. Moje włosy wyschły, spryskiwałam je odżywką, którą dostałam od Ivy, ale i tak się ułożyły nie tak jak chciałam...
- To jak jedziemy moja pani?
- Oczywiście paniczu, tylko posilę się kanapką z masłem orzechowym i możemy ruszać – powiedziałam, zjadłam szybko i popiłam to niedokończoną przez Jeva herbatą.
                Wsiedliśmy do zielonego jeep’a i ruszyliśmy. Honolulu nie było daleko jakieś czterdzieści minut drogi. Jechaliśmy w ciszy, otworzyłam okno, wiatr jeszcze bardziej rozszopiał moje włosy, ale przestałam się tym przejmować. Jev włączył radio:
- O! Lubię te piosenkę – cieszył się jak dziecko, zaczął kiwać głową do rytmu muzyki. Zaczął śpiewać. Fałszował jak pijany wilk o północy. Zatkałam uszy, a on pogłośnił radio.
- Proszę przestań! – krzyknęłam. Wybuchnęłam śmiechem.
- Nie podoba ci się jak śpiewam? Po prostu powiedz, że zazdrościsz mi, że mam cudowny głos.
- Ok, przyznaję się – podniosłam ręce na znak poddania się. 

Rozdział jest taki sobie, nie podoba mi się. :/
W dodatku zaczęła się szkoła... Najgorsze jest poranne wstawanie. Trzeba jakoś przeżyć -.-
KOMENTUJCIE BŁAGAM!!!
 

6 komentarzy:

  1. Poranne wstawanie to jeszcze spoko! Ja mam ponad 15 min drogi do szkoły i do tego pod górkę! Rozdział jak zwykle świetny! Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. "Pijany wilk o północy". hahahaha, nie mogę, jesteś zajebista<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Poranne wstawanie, brr. Ja wstaję o 6.40, a w domu wtedy może 10 stopni :/
    A rozdział świetny, czekam na kolejny ;>
    "Pijany wilk o północy", hahaha, dobre xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, że tak zaniedbałam tego twojego bloga. Muszę nadrobić trochę rozdziałów ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. ej a honolulu to nie jest przypadkiem na kubie ?

    OdpowiedzUsuń