-
Obiecujesz, że idziesz prosto do domu porozmawiać ze swoją matką? – Jev chwycił
mnie za ramiona.
-
Tak obiecuję – wywróciłam oczami.
-
No moja dziewczynka. Kocham cię – uśmiechnęłam się – ale jeśli kłamiesz to
zapomnij o jakichkolwiek czułościach.
-
Nawet buzi? – pokręcił głową – nawet mały uścisk? – spytałam, a on znowu
pokręcił głową – nic, a nic?
-
Nie – krótko odpowiedział.
-
Dobra, niech będzie – odwróciłam się i chciałam już iść.
-
Ekhm... – odchrząknął – nie zapomniałaś o czymś?
- A
tak szalik. Dzięki. – wzięłam szalik, a on zrobił obrażoną minę – droczę się
tylko, głuptasie. Też cię kocham – pocałowałam go i pomachałam na pożegnanie, a
on miał wielkiego rogala na twarzy. Pokręciłam głową i wyszłam. Świeże
powietrze od razu we mnie uderzyło. Była piąta po południu. Miałam świetny
humor. Szłam chodnikiem jak na człowieka przystało, gdy nagle coś poruszyło się
w krzaku. Od razu dałam postawę obronną, czyli ninja – vicky atakuje. Czekałam
tak w tej niewygodnej pozycji. Coś zaczęło się jeszcze mocniej poruszać.
Zmrużyłam oczy. Nagle z krzaka wyszedł malutki kotek.
-
Wystraszyłeś mnie koteczku! – powiedziałam, na co on zrobił tylko słodkie
„miu”. Cały był poczochrany i wychudzony – nie mogę cię wziąć. Nie patrz tak na
mnie. Najlepiej jak sobie pójdę – odwróciłam się i poszłam dalej w stronę domu.
Poczułam, że ktoś mnie śledzi. Obróciłam się i zobaczyłam tego przeklętego
koteczka. Szedł za mną.
****
Weszłam do domu i od razu
poleciałam do kuchni. Wyciągnęłam mleko z lodówki i nalałam do miseczki. Kotek
na widok mleczka, zaczął się wiercić.
-
Już, już – położyłam go na ziemi i postawiłam miskę z mlekiem. Rzucił się i
zaczął łapczywie pić.
-
Vic co ci mówiłam, żebyś nie chodziła w butach z pola po domu – Abey
teleportowała się do kuchni, a ja podskoczyłam.
-
Przepraszam – uśmiechnęłam się.
-
Kto to? – spojrzała na kotka.
-
Był taki biedny wygłodniały. Co ty byś zrobiła na moim miejscu?
-
Nie wiem czy to dobry pomysł...
-
Daj spokój. Abey... – podeszłam do niej i zaczęłam bawić się jej włosami.
-
Vic. Najpierw nas zostawiasz, a teraz to. – wskazała na kota.
-
Patrz jak on się na ciebie patrzy – uśmiechnęłam się.
-
Trzeba będzie pojechać z nim do weterynarza.
- Dziękuję!
– rzuciłam się jej na szyję - A właśnie teraz mniej przyjemne sprawy. Gdzie
Laura? – spytałam.
-
Na górze w moim biurze. Nie mów, że chcesz z nią porozmawiać – powiedziała.
- A
mam wyjście? – na mojej twarzy pojawił się grymas.
-
Dobra to idź z nią pogadaj, a ja pojadę z tym maleństwem do weterynarza.
-
Ok.
Abey pojechała z kotkiem, a mnie
czekały tortury. Poszłam po cichu na górę i zapukałam do biura Abey.
-
Proszę – powiedziała kobieta, wstawiłam głowę przez drzwi. Gdy mnie zobaczyła
jej mina zrzedła.
- A
to ty. Chcesz porozmawiać?
-
Taa – usiadłam na kanapie obok niej. Obydwie westchnęłyśmy w tym samym
momencie. Spojrzałyśmy na siebie i się zaśmiałyśmy – nie chcę iść na twój ślub
– powiedziałam prosto z mostu.
-
Domyśliłam się...
-
Po prostu... Tak naprawdę jesteśmy obcymi sobie osobami.
- A
ty nie chcesz tego zmienić.
-
To nie tak. Ale zbombardowałaś mnie tym wszystkimi wiadomościami. Dla mnie było
za dużo samo twoje pojawienie się...
-
Wiem powinnam inaczej to rozegrać – powiedziała za smutkiem w głosie – Mam
nadzieję, że chociaż mnie kiedyś odwiedzisz.
-
Pewnie, przydałoby się poznać swoją siostrę nie? Dawno nie byłam w Chicago –
uśmiechnęłam się.
-
Teraz mieszkamy w Toronto – nasza rozmowa stawała się co raz mnie sztywna.
-
Oh. Tym lepiej nie byłam nigdy w Toronto.
-
Słyszałam od Abey, że masz kogoś – oznajmiła.
-
Tak – zarumieniłam się – on jest inny od wszystkich. Jest... Myślę, że to ten
jedyny.
-
No proszę – zaśmiała się, odpowiedziałam tym samym.
-
Jutro wracam do Toronto. Było by mi miło gdybyś odwiedziła mnie w wakacje –
popatrzyła na mnie z nadzieją.
-
Tak pewnie, to by było super – nic mi nie odpowiedziała tylko się uśmiechnęła
wstała i wyszła. Nigdy nie zapomnę tego, że mnie zostawiła. Choć wiem, że w
tamtych czasach musiało być jej naprawdę ciężko. Facet, którego kochała nad
życie, zostawił ją. Babcia zawsze mówiła mi, że Laura zawsze chciała uczyć się
na Yale. Wtedy myślałam sobie o tym, że zniszczyłam jej życie. Cóż trzeba
wybaczać i tyle. Nie muszę zapominać, ale mogę chociaż wybaczyć.
*****
Minął tydzień od wyjazdu Laury. Miałam
się naprawdę dobrze. Wszystko wróciło do normy. Małego kotka, nazwaliśmy
Ronald. Jason to wymyślił i tak musiało zostać. July wróciła z Grecji
przywiozła nam masę pamiątek, a kiedy Scott ją zobaczył rzucił się na nią.
Biedna dziewczyna o mało nie została uduszona.
Siedziałam na jednej z jakże
ciekawych lekcji biologii. Kobieto przynudzasz, krzyknęłam w myślach. Głośno
ziewnęłam. Wszyscy na mnie spojrzeli na mnie, a do mnie dotarło co zrobiłam. Na
szczęście nauczycielka była tak zafascynowana swoim wykładem, że nawet mnie nie
zauważyła. Popatrzyłam na zegarek. Jeszcze dwie minuty. Dlaczego one ciągnęły
się tak niemiłosiernie? Patrzyłam się na chodzące wskazówki po tarczy zegarka.
To już ciekawsze zajęcie. W końcu moje modły zostały przyjęte i dzwonek
zadzwonił. Wystrzeliłam z klasy niczym torpeda nie czekając na Ivy i Jev’a.
Teraz liczyła się tylko stołówka. Jedzenie.
Stałam w kolejce po żarełko, gdy
nagle ktoś uszczypnął za boki. Zgięłam się w pół.
-
Jev przestań.
-
Niespodzianka to nie Jev – powiedział znajomy mi głos. Gwałtownie się obróciłam.
-
Sam – szepnęłam.
-
Co tam? Dawno się nie odzywałaś – uśmiechnął się. Przypomniało mi się zdarzenie
z parku.
-
Eee... Bo nie było o czym – powiedziałam.
-
Widziałem, że ty i ten twój agresywny koleżka wróciliście do siebie – zaśmiał
się. Haha.... Ale żart, zaraz padnę...
-
Czemu zaraz agresywny. No wiesz trochę
cię wtedy poniosło – przypomniało mi się jak się na mnie rzucił na korytarzu i
nie chciał puścić. Poczułam złość – chciał mnie chronić.
-
Nie przesadzaj znowu...
-
Nie przesadzam. Sorry ale ostatnio stałeś się jakiś inny. Zmieniłeś się. Z
Jason’em w ogóle już się nie zadajesz.
-
To już nie moje sfery.
-
Pff... W takim razie ja też nie jestem w twojej sferze. A teraz sorry chcę coś
zjeść – minęłam go i poszłam do pani od stołówki. Wzięłam sobie jakąś sałatkę.
Płaciłam gdy ktoś znowu mnie wystraszył:
-
Co to dzień straszenia Vic?! – byłam podenerwowana.
-
Spokojnie – powiedział Jev.
- O
przepraszam... – chciałam mu już powiedzieć co się przed chwilą zdarzyło, ale w
końcu zrezygnowałam, bo znam mojego chłopaka, a nie chcę, żeby go wywalili ze
szkoły.
Poszliśmy do stolika, gdzie Ivy
i July zawzięcie rozmawiały. Usiedliśmy naprzeciwko nich.
- O
już jesteście, Vic myślałam, że już nie zadajesz się z Sam’em – wypaliła Ivy.
Popatrzyłam na nią „lepiej w nocy nie śpij”.
-
Co rozmawiałaś z nim? – Jev zaczął wypytywać.
-
On zaczął i no tak wyszło, ale powiedziałam mu, że nie chcę się już z nim
zadawać.
- I
dobrze.
****
Minął kolejny tydzień. Wszystko
przelatywało z taką prędkością, że aż trochę mnie to przerażało. Jev stał się
jakiś dziwny ostatnimi czasy. Może tylko mi się wydawało, ale tak jakby mnie
unikał. Nie wiedziałam czy coś zrobiłam źle. Na przerwach tylko pośpiesznie
mnie pocałował, a potem mówił, że musi gdzieś iść. Trochę mnie to denerwowało.
Poszliśmy gdzieś we dwójkę tylko raz przez cały tydzień. Zawsze gdy miałam się
go zapytać o co chodzi, ktoś musiał nam przerywać.
Siedziałam u siebie w pokoju i
robiłam zadanie domowe. Jeszcze tylko jedno zadanie i jestem wolna, pomyślałam.
Ivy i Jason nie pozwalali mi się skupić. Ciągle się darli. Kłócili się o
telewizor. Ona chciała obejrzeć jej ulubiony film, a on jej nie pozwalał bo
leciał mecz piłki nożnej. W końcu nastała błoga cisza. Nie całą minutę później
znów zaczęli się drzeć. Walnęłam głową o biurko. Wstałam i zeszłam na dół. Bili
się jak pięciolatki o tego pilota. Wywróciłam oczami.
-
Wychodzę – powiedziałam ubierając trampki. Nawet mnie nie zauważyli. Wzruszyłam
ramionami.
Szłam do domu Jev’a. Napisałam
mu sms’a, w którym kazałam mu nie wymigiwać się, bo i tak do niego przyjdę.
Muszę wreszcie to załatwić. Słońce miło grzało moje plecy. Pogoda była idealna.
Masa ludzi wychodziła z domów, żeby zaznać ostatnich dni lata. Zastanawiałam
się co Jev ukrywa. Coś przeskrobał? Może. On jest zdolny do pakowania się w tarapaty.
Po kilkunastu minutach byłam pod
jego mieszkaniem. Zapukałam. Minęła minuta aż w końcu otworzył.
-
Cześć. Chcesz coś zjeść. Trochę się spieszę... – mamrotał coś pod nosem.
-
Nie – wzięłam jego rękę i pociągnęłam go na kanapę. Usiedliśmy, a on westchnął –
Jev myślisz, że jestem ślepa? Co się stało? Unikasz mnie. Masz jakiś problem?
Wiesz, że mogę ci pomóc w każdej sprawie. Zdradziłeś mnie?
-
Co? Nie – oburzył się.
-
To co się stało? – spytałam.
-
Mój ojciec znalazł dla mnie szkołę... Jest naprawdę świetna. Dzięki niej mogę
dostać się na dobre studia. Po prostu propozycja nie do odrzucenia.
-
To super! Przecież i tak będziemy się spotykać. To tak przede mną ukrywałeś?
-
Vic... To nie wszystko. Widzisz ta szkoła jest w Londynie – powiedział i
odwrócił wzrok.
- I
co chcesz ze mną zerwać? – spytałam, moje serce zaczęło szybciej bić.
-
Nie, nic z tych rzeczy. Jakoś to przetrwamy nie? To tylko rok. Potem ty
pojedziesz na studia do Londynu i wszystko się ułoży...
-
Wiesz, że związki na odległość rzadko się utrzymują – powiedziałam smutno – w Londynie
jest tyle ładnych dziewczyn. Na pewno sobie znajdziesz jakąś, która będzie sto
razy lepsza ode mnie, a wtedy ze mną zerwiesz... – spuściłam wzrok.
-
Jak możesz tak mówić? Jesteś dla mnie tą jedyną nie rozumiesz? Nikt inny się
dla mnie nie liczy tylko ty - spojrzałam na niego i mimowolnie się
uśmiechnęłam.
-
Muszę sobie wszystko przemyśleć Jev – powiedziałam i wstałam. Skierowałam się w
stronę drzwi. Jev chwycił mnie za rękę.
-
Przyjdę do ciebie jutro dobrze?
- Ok.
Jeśli chcesz... – szepnęłam. Pocałował mnie. Całowaliśmy się przez dobre parę
minut. W końcu odsunęliśmy się od siebie.
- I
nigdy więcej nie mów, że znajdę sobie jakąś lepszą od ciebie laskę, bo dla mnie
takiej nie ma – trzymał mnie za ręce, a ja znów się uśmiechnęłam.
- O
której jutro u mnie będziesz? – zmieniłam temat.
-
Może być jedenasta?
-
Dobrze – powiedziałam.
Szybko od niego wyszłam. Po
policzkach zaczęły cieknąć mi pojedyncze łzy. Czemu ja płaczę? Przecież jakoś
to przetrwamy. Zawsze chciałam studiować w Londynie. Muszę przeczekać tylko
rok. Problem w tym, że jeden dzień bez niego, a ja już czuję się samotna.
*****
Siedziałam zwinięta w kuleczkę
na kanapie w salonie czytając książkę. Do pokoju wszedł Jason.
- Coś
się stało? Jesteś ostatnio jakaś smutna – położył się na kanapie, a z moich nóg
zrobił sobie poduszkę.
- Wszystko
ostatnio idzie nie po mojej myśli.
- A
stało się coś konkretnego? – spytał.
-
Jev wyjeżdża do Londynu – powiedziałam.
-
Na ile?
-
Wyprowadza się, znalazł tam szkołę.
-
To jedź z nim – szybko odpowiedział.
-
Co takiego? Nawet by mnie nie przyjęli. To naprawdę prestiżowa szkoła.
-
Nie wierzysz w siebie i tyle. Nawet jakby cię nie przyjęli to mogłabyś pójść do
innej. Londyn to nie wieś tam jest więcej szkół niż jedna.
- I
co mam was zostawić? – zaczęłam się bawić jego włosami. Wreszcie zgodził się na
to żeby się obciąć teraz wygląda o wiele lepiej.
-
No wiesz, ja też pewnie skończę w Londynie na studiach. Nie wiem jak z Ivy.
- A
Abey?
-
No jest przygotowana na to, że kiedyś ją zostawimy.
Do domu wszedł Jev. Gdy go
zobaczyłam uśmiechnęłam się.
-
Cześć wam – usiadł na fotelu – Vic, a gdybyś tak złożyła tam papiery?
-
Co wam odbiło, przecież za żadne skarby się nie dostanę. Po za tym Abey by mnie
nie puściła.
- Abey
by cię nie puściła? Ta jasne, wystarczy, że tylko coś powiesz, a ona już leci –
powiedział. Nasz kotek Ronald. Boże Jason już lepszego imienia wymyślić nie
mógł. Podszedł do Jev’a i zaczął się tulić do jego nogi. Ten wziął go na ręce,
a kot zaczął głośno mruczeć.
- Dajcie
spokój – powiedziałam w końcu.
-
Przemyśl to sobie – powiedział Jev – jest tam dobrze rozwinięty język angielski
i literatura, a w tym jesteś naprawdę dobra.
Do domu weszła Abey.
-
Mamo, miałabyś coś przeciwko, żeby Victoria przeprowadziła się do Londynu, aby
tam się uczyć? – Jason od razu zapytał, a ja wywróciłam oczami.
-
Co? Jeszcze raz – Abey powiedziała spokojnie i usiadła na stoliczku do kawy naprzeciwko
nas. Jason podniósł się do pozycji siedzącej.
-
Bo widzisz Jev przez to półrocze i następny rok będzie chodził do szkoły w
Londynie i pomyśleliśmy czy Vic nie mogła by pojechać z nim. Tyle że ona upiera
się, że się nie dostanie.
-
Oj Vic. Ale w ogóle... Jev, a ty gdzie będziesz tam mieszkał? – spytała rozkojarzona
Abey.
-
No u siostry mojego taty – odpowiedział miło.
-
Hmm... Dzięki temu miałabyś większe szanse na dostanie się na studia w
Londynie, ale z drugiej strony zostawisz mnie. Po za tym gdzie ty byś
mieszkała.
-
Moja ciocia ma duży dom – Jev się uśmiechnął.
-
Ale musielibyśmy do niej zadzwonić. Spotkać się z twoim ojcem. Nie chcę aby
Victoria się wam narzucała.
-
Moja ciocia jest bardzo miła. Uwielbia mieć gości, naprawdę – powiedział Jev.
-
Trzeba wydrukować papiery, to może Jev i Jason pójdziecie do mojego biura i to
wydrukujecie, wypełnimy to szybko, a ile czeka się na odpowiedź? – spytała Jev’a.
-
Jakieś dwa tygodnie – Jason i Jev już ruszyli w stronę schodów.
-
Chwila – wszyscy zatrzymali się jakbym wcisnęła na pilocie pauzę – a może tak
byście mnie zapytali o zdanie?
- A
co nie chcesz ze mną pojechać? – zapytał smutno Jev.
-
No ja nie wiem w sumie, mam zostawić wszystko i pojechać do Londynu, a co jak
twoja ciocia nie będzie mnie chciała? A twój ojciec co o tym wszystkim będzie
myśleć? Nie działacie zbyt pochopnie?
-
Victoria idziemy tylko wydrukować papiery to chyba nie jest karalne nie? –
Jason dziwnie się na mnie popatrzył.
-
Po za tym mój tata bardzo cię lubi, a moja ciocia już słyszała opowieści o
tobie - oznajmił spokojnie Jev.
-
Ja teraz idę do nich zadzwonić. Pytanie tylko czy na pewno chcesz tam mieszkać?
– spytała Abey.
-
Gdzie mieszkać? – spytała nagle Ivy stojąc w drzwiach wejściowych, zobaczyłam,
że Logan też przyszedł.
-
Jev wyjeżdża do Londynu, bo ma tam szkołę, teraz przyszedł z propozycją czy
Victoria nie chciałaby jechać z nim – skrócił Jason.
-
Dlaczego nie? Tylko będzie nam trochę smutno bez ciebie. Czemu masz taką ponurą
minę? – spytała mnie Ivy podchodząc do mnie.
-
Bo nie wiem mam was tak zostawić?
- W
końcu i tak byś wyjechała.
- I
tyle? „W końcu i tak byś wyjechała”? Nie
będziecie tęsknić ani nic z tych rzeczy? – zapytałam oburzona.
-
No pewnie, że będziemy tęsknić. Ale wiem też, że jednym z twoich największych
marzeń zawsze było mieszkanie w Londynie. Nie odrzucaj takiej okazji. Przecież
będziemy się odwiedzać – Abey mnie przytuliła, a ja głośno westchnęłam.
- To
jak? – zapytał Jev.
-
Może Abey ma rację. Tylko zadzwońcie najpierw do ojca Jev’a i jego cioci. Nie
chcę, żeby potem wyszło jakieś nieporozumienie – chłopcy pobiegli na górę
drukować papiery, a Abey poszła do kuchni, żeby zadzwonić. Trochę dziwnie się
czułam. Wszystko działo się tak szybko. Logan i Ivy zdjęli buty i poszli do
salonu tak jak ja. Włączyliśmy jakiś film czekając na relację z rozmowy Abey i
ojca Jev’a.
Ciocia mojego chłopaka była
zachwycona słysząc, że ja chciałabym też przyjechać. Jego tata też nie miał nic
przeciwko. Teraz pozostało tylko czekanie na odpowiedź ze szkoły. Te czternaście
dni ciągnęło się okropnie. W drugim tygodniu Jev już nie chodził do szkoły, bo
zaczął wszystko pakować. Ja ciągle siedziałam w niepewności. Bezsensu żebym się
pakowała, skoro pewnie się nie dostanę, a wtedy będę musiała poszukać jakiejś
innej szkoły, a to trochę potrwa.
W końcu przyszedł oczekiwany
dzień. Siedziałam w piżamie koło skrzynki czekając na listonosza. Zobaczyłam,
że się zbliża, aż podskoczyłam. Ociągał się i wszystko robił w bardzo
zwolnionym tempie. Wreszcie wyciągnął listy przeznaczone dla nas. Wyrwałam mu
je i pobiegłam do domu. Pewnie wziął mnie za jakąś wariatkę, ale trudno. Z grubego
pliku listów wyróżniała się jeden trochę grubszy od reszty. Był zaadresowany do
mnie. Uśmiechnęłam się i otworzyłam go. Zaczęłam piszczeć. Wszyscy zbiegli się
do mnie. Dzisiaj na bank wyglądałam ja uciekinierka z psychiatryka. Miałam
rozczochrane włosy i dziwny uśmiech. Chyba wywnioskowali z mojej miny, że się
dostała. Zaczęli mnie ściskać i gratulować. Pobiegłam na górę potykając się
przy tym z dwa razy. Rzuciłam się na łóżko i zadzwoniłam do Jev’a.
- Halo?
- Nie dostałam się... – powiedziałam najsmutniej
jak potrafiłam.
- Co? To nie możliwe... Ee znajdziesz na pewno
jakąś inną szkołę, damy radę – zaczęłam się głośno śmiać.
- Ale ty jesteś łatwowierny.
- Co czyli jednak się dostałaś? Miło ci tak
mnie straszyć?
- Tak – uśmiechnęłam się.
****
-
Dzwoń codziennie – tuliła mnie Ivy.
-
Niech dzwoni, ale rachunek ty będziesz płaciła – powiedziała Abey, na co moja
przyjaciółka wywróciła oczami. Tuliłam się jeszcze z resztą. Najdłużej zostałam
w ramionach Jason’a.
-
No kochana pół roku i jestem w Londynie – uśmiechnął się. Była bardzo
szczęśliwa, kiedy dowiedziałam się, że dostał się tam na studia. Będę za nim
tęskniła to pewne. W końcu od jakiegoś czasu byliśmy nierozłączni.
Abey
prawie się popłakała i prosiła, że jak tylko dolecimy mam jej zadzwonić. Jev
pakował Ronalda do samochodu. Chciałam go zostawić, ale Abey uznała, że lepiej
jak go zabiorę, bo mnie ubóstwia najbardziej. Cóż tęskniłabym za nim.
W końcu wsiedliśmy do samochodu,
a tata Jev’a ruszył. Jechaliśmy na lotnisko jakieś czterdzieści minut. Tata Jev’a
tulił nas i prosił żebyśmy uważali na siebie.
Siedzieliśmy już w samolocie,
popatrzyłam na Jev’a, który uśmiechnął się do mnie, a ja odpowiedziałam mu tym
samym, po czym go pocałowałam. Chwyciliśmy się za ręce. Teraz wiedziałam, że
jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
I tak kończę to opowiadanie :) Sorry, że tak spieprzyłam ten koniec... Może kiedyś napiszę drugą część kto wie... C:
W każdym razie teraz zacznę nowe opowiadanie z One Direction. Prolog dodam na 100% jutro (o ile nic mi nie przeszkodzi) I będzie to wciąż na tym samym blogu ;)
MAM NADZIEJĘ ŻE BĘDZIECIE CZYTAĆ ^.^
KOMENTUJCIE PROSZĘ WAS BARDZO!!!!
Ronald, achhh<3
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie zakończyłaś, super długi był ten rozdział i następne też takie mają być!
:D
Ooooooooooo nie! Ja wchodzę cały czas na tego bloga. Podobają mi się te twoje opowiadania, ale nie chce żeby były o One Direction ;/ TYLKO NIE TO !
OdpowiedzUsuńSorry :( mam już pomysł i tak jakoś mi spasowało, ale może napiszę drugą część tego opowiadania, kto wie :)
UsuńŚwietny rozdział :) Mi to zakończenie się podoba, tyle, że... to już koniec :(
OdpowiedzUsuń"ninja – vicky atakuje" - po prostu boskie ;d Mam nadzieję, że szybko zaczniesz to nowe opowiadanie :)
No i doszliśmy do końca...
OdpowiedzUsuńJejku. Jak ja mam to skomentować? Chciałabym ocenić w jakiś sposób cały ten blog. Całe te 18 rozdziałów, które pisałaś przez jakiś czas. Prawdę mówiąc, piszesz wręcz doskonale. Gdybyś wydała książkę czy coś, od razu bym ją kupiła.
Blog był taki inny niż każdy - to fakt. To mi się właśnie w nim bardzo podobało. Bo teraz ludzie skupiają się tylko na jakiś gwiazdach i tyle, i nie ma już po prostu blogów o wymyślonych postaciach. Tutaj masz ode mnie wielkiego plusa :) Gdybym miała ciągnąć ten temat, każdy rozdział tego bloga wniósł coś niezwykłego, więc ja zapewne długo o nim jeszcze nie zapomnę.
Dziękuje za prowadzenie tego bloga i podejrzewam, że jak zacznę czytać twój blog o One Direction, to zapewne będzie tak samo wspaniały ;)
Aha, i jeśli myślisz o drugiej części... to z przyjemnością będę to czytała dalej i dalej :) Uwierz mi, że warto by to było jeszcze pociągnąć ♥
Fajne opowiadanie ale pisz nieco większymy literamy z góry dziękuje ;))))))))))
OdpowiedzUsuńjest godzina 1:28 ierwszy raz weszłam na towjego bloga 0 23:43i od tamtego czasu czytałam bez przerwy, opowiadanie świetne, jednymi słowy KOCHAM ! Jutro chcę przeczytać kolejne, mam nadzieję, że bedzie jeszcze lepsze jeśli coś tak dobrego ja to opowiadanie może być lepsze, serdecznie pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuń~Olaaa